"Jace jest niegrzeczny wobec wszystkich. I właśnie dlatego jest tak cholernie sexy".
11 października 2010
Moje stopy były już
naprawdę wycieńczone, kiedy z mocno podchmieloną przyjaciółką przemierzałyśmy
najciemniejsze zakątki Nowego Jorku, aby ostatecznie znaleźć się w swoich
domach i odpocząć po dosyć męczącej imprezie. Chwiejnym krokiem brnęłyśmy przez
cichy i ciemny zaułek, na który jakimś cudem dostałyśmy się przez tylne wyjście
z klubu, w którym spędziłyśmy ostatnie cztery godziny. W powietrzu wyraźnie
dało się wyczuć wilgoć, na brudnej, betonowej ziemi walały się śmieci, butelki
po piwie, rozszarpane gazety przez miejscowe koty, a nawet paczki po
prezerwatywach.
Moje nowe buty na
dziesięciocentymetrowym obcasie, co chwila lądowały w kałuży. W tamtym momencie
nie dbałam o to, iż dałam za nie fortunę, zważając na to, że nie pochodzę z
super zamożnej rodziny. Uzbieranie tej kwoty zajęło mi calutkie dwa miesiące,
dlatego wiem, że gdy rano zobaczę stan butów, ogromnie się załamię.
Do moich uszu
docierał miarowy stukot butów moich i Shirley, a także przeraźliwe brzęczenie
jarzeniówek, które miały oświetlać naszą drogę. Ćmiły się jednak delikatnie,
żarówki bez wątpienia były już na wyczerpaniu i nikt nie dbał o to, by je
wymienić.
Po jakimś czasie
zorientowałam się, iż także przeróżne, dziwne dźwięki próbują sobie utorować
drogę do moich uszu, próbując mnie przerazić...płatać figle.
Głośny huk gdzieś
za starym kontenerem na śmieci.
Trzask szkła jakby
wypalonej żarówki.
Dziwny szmer
dobiegający gdzieś zza moich pleców.
Przestraszona
odwróciłam się, aby sprawdzić, czy dźwięki to tylko zmysł mojej wyobraźni,
która po alkoholu jest aż zanadto kreatywna. Wpatrując się tak w przerażającą
ciemność za nami, zjeżyły mi się włoski na karku. Czułam kogoś, czułam czyjąś
obecność i czyjś wzrok na swojej osobie, gdy ten ukrywał się w ciemności. Do
mojego lewego ucha dotarło ciche czkanie, przemieszane ze śmiechem, przez co
skierowałam przerażone spojrzenie ku jego źródła. Shirley zabawnie
przeskakiwała z nogi na nogę, śmiejąc się i próbując poradzić sobie z czkawką
pijacką.
– Carmen, co z tobą? – dziewczyna
pociągnęła mnie za ramię, dając mi znak, że powinnyśmy iść dalej. Nie
posłuchałam jej. Wciąż wpatrywałam się w ciemność i czułam z nią dziwne
powiązanie, którego nie potrafiłam wytłumaczyć. Oczywiście, była przerażająca,
ale coś w niej mnie przyciągało. W moim brzuchu pojawiło się dziwne ukłucie,
kiedy poczułam, jakby to, cokolwiek się tam znajdowało, było częścią mnie.
– Tam coś jest – wykrztusiłam cicho w
stronę przyjaciółki.
– Przestań się nabijać, chodźmy już.
Jesteś pijana – uniosłam brew, spoglądając na Shirley. Kto jak kto, ale to
Shirley tego dnia nie żałowała alkoholu.
Na sekundę
spojrzałam jeszcze na drogę, jaką pozostawiłyśmy już za sobą, uświadamiając
sobie, iż muszę mieć jakiegoś rodzaju zwidy, które znajdują swoje miejsce w
moim umyśle przez alkohol.
Nie wypiłam tak
wiele w porównaniu do przyjaciółki. Shirley nigdy sobie nie odmawia i tym
bardziej nie potrafi powiedzieć stop, kiedy kolejni klubowicze stawiają jej
drinki. Musiałam się naprawdę postarać, by utrzymać przyjaciółkę na równych
nogach, by ta bez problemu dotarła do domu. Dziewczyna potknęła się kilka razy,
histerycznie się przy tym śmiejąc, a ja pilnowałam, żeby nie zrobiła sobie
krzywdy.
– Ten ciemnowłosy chłopak kompletnie na
ciebie leciał – Shirley wyrzuciła ręce do góry, wytrącając moją dłoń spod jej
ramienia. Cicho prychnęłam w reakcji na jej stwierdzenie.
– Był… dziwny – przypomniałam sobie jego
twarz. Kocie oczy, czarne zmierzwione włosy, blada skóra i lekko różowe wypieki
na policzkach. Od dawna chciałyśmy wypróbować ten klub, okazało się, iż
wylądowaliśmy w klubie dla gotów. Kiedy dam weszłyśmy, miny nam zrzedły, ale
postanowiłyśmy tam zostać, nie odmawiając sobie zabawy. Wyszło na to, że zabawa
była przednia.
Na ulicy nie było
nikogo poza nami - dwoma osiemnastolatkami, które kompletnie ignorowały fakt, iż
o tej porze w Nowym Jorku, może być bardzo niebezpiecznie. W miarę zbliżania
się do głównej ulicy można było usłyszeć klaksony wydostające się z samochodów
przemierzających pobliskie przecznice, wiatr, który huczał między budynkami i
głośne, mokre sapanie.
Sapanie? Wyszłyśmy
zza rogu i ujrzałam coś okropnego.
Coś jakby ogromy,
zdeformowany, śliniący się pies zastawił nam drogę. Z jego pyska kapała gęsta
ślina, przynajmniej tak przypuszczałam. Wpatrywał się we mnie i w Shirley ze
wzrokiem typu „Jestem
bardzo głodny, zjem, co popadnie”. Kłapał ogromnymi zębiskami,
rozbryzgując ślinę na wszystkie strony. Krew w moim organizmie zdecydowanie
buzowała z przerażenia.
Jak opętana
zaczęłam krzyczeć. Nie mam pojęcia, jak moje struny głosowe wytrzymały takie
napięcie. Nigdy wcześniej nie byłam tak przerażona. Ten stwór stojący jak gdyby
nigdy nic przed nami wyglądał jak z najgorszych koszmarów. Co bardziej mnie
przeraziło niż ten obleśny potwór, to fakt, iż moja przyjaciółka wpatrywała się
we mnie jak w jakąś psychopatkę, która właśnie postradała zmysły. Nie
krzyczała. Nie wpatrywała się w to miejsce gdzie ja. Na tę okropną śliniącą się
bestię…
– Carmen?! Nie rób sobie żartów,
zaczynam się bać – przestraszona skierowała się w moją stronę, po czym kurczowo
złapała mnie za ramię.
Nie potrafiłam
określić, co się działo. Jak to? Shirley nie widziała tego okropnego monstrum,
które sięgało mi co najmniej do szyi? Jak mogła to przeoczyć?!
Widziałam, jak oczy
bestii zmieniają wyraz. Wyrażały złość, ogromną wściekłość i zdenerwowanie. Nie
ociągając się, zrobiła wielki skok w stronę mojej przyjaciółki, a ta bezwładnie
opadła na ziemię uderzając tyłem głowy w beton. Stałam jak wryta, nie potrafiąc
się ruszyć. Spojrzałam na przerażoną twarz Shirley. Nie miała pojęcia, co się
dzieje. W końcu udało mi się ocknąć i ruszyłam w stronę bestii, która swoją
olbrzymią łapę trzymała na klatce piersiowej dziewczyny. Zanim jednak udało mi
się do niej dotrzeć, potwór uderzył we mnie tylną łapą, a ja odleciałam za
siebie, uderzając plecami w ceglany mur.
Głośno jęknęłam,
odczuwając okropny ból w okolicach kręgosłupa. Adrenalina jednak pozwalała mi
sobie z nim poradzić. Spojrzałam w stronę przyjaciółki i wtedy zawalił mi się
świat. Nie potrafiłam się ruszyć, kiedy bestia swoimi ogromnymi pazurami
rozorała klatkę piersiową Shirley. Jej biała sukienka momentalnie pokryła się
czerwonym płynem, który był jej własną krwią. Poczułam nudności, odwróciłam
zapłakaną twarz na bok, po czym zwymiotowałam gdzieś obok siebie.
Shirley zaczęła się
krztusić, z jej ust bryzgała krew, a jej oczy były nieobecne. Resztkami sił
zdołałam podnieść się, ocierając usta. Bestia momentalnie odskoczyła na bok,
zmagając się z płatem skóry, który należał do Shirley. Próbowałam powstrzymać
obrzydzenie i podbiegłam do przyjaciółki.
– Shirley! - wykorzystując chwilę
klęknęłam przy dziewczynie, łapiąc jej głowę w swoje dłonie. Próbowałam ją
ocucić, lecz ona już nie reagowała. Jej oczy utknęły w jednym punkcie, a ta
przestała oddychać. Nie! To się nie może dziać! Moja przyjaciółka właśnie
została zamordowana, przez ogromne monstrum, które nie powinno być prawdą.
Po kilku sekundach
odwróciłam spojrzenie w stronę bestii, która wpatrywała się we mnie, ukazując
szereg swoich ostrych kłów. Moim umysłem momentalnie zawładnęła złość, strach i
ból. Emocje były tak dosadne, iż czułam, jak moje ciało ogarnia przeraźliwa
furia. Poczułam mrowienie w dłoniach, które robiły się coraz cieplejsze. W
pewnym momencie, aż parzyło. Spojrzałam na swoje dłonie, które zaczęły się
jarzyć pomarańczowo – złotym światłem. Co do cholery?
Uniosłam spojrzenie
na zmierzającego w moją stronę potwora, który po chwili skoczył, pewnie z
zamiarem zabicia mnie. Instynktownie zasłoniłam twarz dłońmi w przerażeniu o
własne życie.
Przygotowana byłam
na mocne uderzenie, lecz jedyne co poczułam to ciężki powiew wiatru, gorąco
wydostające się z moich dłoni i zapach spalenizny. Czekałam, aż potwór rozerwie
wszystkie części mojego ciała, ale to się nie stało. Po paru minutach
odsłoniłam oczy i spojrzałam przed siebie. Potwór zniknął, a na ziemi przesuwał
się ciemny proch, jakby popiół, który powoli znikał wraz z wiatrem.
Wytrzeszczając oczy, spojrzałam na swoje dłonie. Czy ja…? Czy to ja go zabiłam?
Wszystko było tak niezrozumiałe. Fakt o śmierci mojej przyjaciółki ledwo
docierał do mojego umysłu, a jednak jedna myśl wydawała się być w tym momencie
prawidłowa.
Nigdy nie zbliżę
się ponownie do klubu zwanego „Pandemonium”.
Rok później
25 września 2011
Ubrudzona po łokcie
błotem, czarną, cuchnącą mazią i własną krwią, przekraczam próg miejsca, które
nazywam domem. Małe mieszkanie na Brooklynie, z niezbyt szykownym wystrojem,
pokojem, służącym za sypialnię, kuchnią i małym salonem. Jest to jednak jedyne
miejsce, w którym prawie od roku czuję się choć trochę bezpiecznie.
Rzucam skórzaną
kurtkę na oparcie kanapy w salonie, a noże do walki kładę równo na blacie w
kuchni. Muszą
być gotowe w razie...wypadku. Z lodówki wyciągam ostatni już napój
energetyczny i otwierając go, siadam na kanapie, przed telewizorem.
Co robiłam, zanim
wróciłam? Wiecie, robię wiele ciekawych rzeczy, ale głównie pojedynkuję się z
demonami. Tak dla zabawy.
Nazywam się Carmen Levan i jestem
Przyziemną. Przynajmniej tak sądzę.
Nie należę do Nefilim, ani Podziemnych z
tego, co mi wiadomo. W takim razie, dlaczego mam pojęcie o świecie Nocnych
Łowców i dlaczego walczę z demonami? Cóż, mam niemały, niejasny dla mnie
konflikt z tymi kreaturami. Od roku, od dnia, w którym moja przyjaciółka
zginęła z łap obrzydliwego Eidolona, demony napadają
mnie regularnie. A ja nie wiem dlaczego… Nie wiem, kto ich na mnie nasyła i
czego ode mnie chcą. Muszę zdzierżyć te istoty i zwalczyć każdą na mojej
drodze, w czym pomagają mi moje umiejętności. Daję im radę, dzięki mojej
ukrytej i niewyjaśnionej dotąd zdolności. Nie wiem gdzie ma to swoje źródło,
ale mam pewne moce. Zabijam demony, używając schowanej głęboko gdzieś w moim
ciele mocy, która napędzana jest umysłem, a sterowana ciałem. Wystarczy, że
mocno się skupię, a demon nie ma ze mną szans.
Inni powiedzieliby
mi, że jestem Podziemną, może czarownicą, ale ja w to nie wierzę. Uważam się za
Przyziemną z krwi i kości i z tego co wiem w rodzinie nie mam żadnego Nocnego
Łowcy. Ja po prostu jestem odmieńcem rodzaju ludzkiego, który posiada dziwne umiejętności
i „Wzrok”, który pozwala mi dostrzec Świat Cieni. Widzę ten mroczny świat,
demony i Nefilim, nawet jeśli użyją
steli do namalowania runy niewidzialności. To dlatego ja wiem o nich wszystko,
a oni o mnie nic.
Zamyślona wyrywam
się nagle z transu, kiedy do moich uszu dociera dźwięk jakby metalu
zderzającego się ze skałą. Szybko zrywam się z kanapy w przerażeniu o najgorsze
i zabierając swoje noże z blatu kuchennego, opuszczam swoje mieszkanie. Biegnę
na plac za swoim domem, skąd dobiegały dziwne dźwięki. Przygotowana do walki
zachodzę na jego tyły.
W oddali dostrzegam
mężczyznę, jego złote włosy wdzięcznie balansują wokół jego głowy, podczas gdy
ten wykonuje kocie ruchy, raniąc demona, którego zauważam dopiero po chwili.
Chłopak wykonuje jeden, finalny ruch i wbija miecz prosto w centrum obślizgłego
demona. Po chwili wróg rozpływa się w powietrzu tak jak zawsze, wracając do
miejsca, skąd pochodzi. Zbliżając się do chłopaka, którego znam zbyt dobrze,
opieram się o ścianę budynku. Prychając, kręcę głową.
– No proszę, proszę. Sam Jace Wayland zabija demony
na moim podwórku. Cóż za zaszczyt – zakładam ręce na piersi, kiedy ten
zdziwiony na mnie spogląda.
Abclyfnkeavloydcclpyf BOSKIEE<333333
OdpowiedzUsuńGenialne *^*
OdpowiedzUsuńWspaniałe *_*
OdpowiedzUsuńFajnie i ciekawie piszesz, przez co gładko się czyta :)
No i na sam koniec pojawia się Jace! Och i ach lecę czytać dalej :D
Miona
Ps. Mogłabyś wyłączyć weryfikację obrazkową przy komentarzach? Lepiej by się je wtedy dodawało ;)
Nie ma sprawy! Już usunięta :) Dziękuję za miłe słowa :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńW końcu coś nowego i
OdpowiedzUsuńnie oklepanego (mam
nadzieję!). Cieszę się,
że natrafiłam na tego
bloga. Czyta się lekko,
nie ma obszernie
opisanych uczuć ani
miejsc (co najczęściej
jest cholernie
męczące...) No i
pojawił się Jace,
chociaż wolałabym
Sebastiana haha. Lecę
czytać dalej.
Niesamowity pomysł na bloga. Ja od niedawna prowadzę swojego, ale o wydarzeniach po ostatniej części serii. Twój świat jest niesamowity i często będę go odwiedzać...
OdpowiedzUsuńwybrałam ten rozdział do opisania bo sam pomysł na stworzenie tego jest genialny. Na dodatek pojawia się w nim Jace. Piszesz tak że nie można się od tego oderwać
OdpowiedzUsuńChciałabym podzielić się moją opinią pod tym rozdziałem, ponieważ to od niego wszystko się zaczęło. Cała historia, sukcesy, czytelnicy... Twój niebywały talent pisarski zachęca do kontynuowania lektury, a nietuzinkowy styl, sprawia, że chcemy ciągle więcej i więcej. Wstęp zapowiada niesamowicie ciekawe fanfiction, które może stać się prawdziwym fenomenem wśród fanów Darów Anioła.
OdpowiedzUsuńNa koniec chciałabym jeszcze życzyć Ci dalszych sukcesów pisarskich i oczywiście weny!
Trzymaj się ^^