sc Born With Sight: 24. Cooperation
Layout by Scar

28 sie 2015

24. Cooperation


"You might have to fight a battle more than once to win it."



     - Wiesz jak kończą Nocni Łowcy, którzy dopuszczają się zdrady? - mężczyzna mocno ściskał mój nadgarstek, który był już cały siny. Ignorowałam to jednak.
     - Nie wiem, może powinnam zapytać ciebie? - syknęłam przez zęby.
     Valentine zaśmiał się gardłowo w geście pogardy.
     - Ja nie dopuściłem się zdrady, to ONI zdradzili mnie, miałem wielkie plany, chciałem dobrze, ale to Nefilim zbuntowali się przeciwko mnie, nie widząc jak wiele mogło zmienić się na dobre dzięki mnie.
     - Chyba zbyt przeceniłeś swoje możliwości. Owszem, można było zmienić coś na lepsze, ale nie w sposób jaki wybrałeś ty! Poszedłeś na łatwiznę, sprzymierzyłeś się z wrogiem. Gardzę takimi ludźmi.
     - Nic nie zrobisz Carmen. Nic. Możesz tylko zginąć z moich rąk. Na nic mi się już nie przydasz.
     - Ani mi się śni! Nie przewidziałeś jednego, mam specjalną broń...
     Wyrwałam się z jego uścisku i...

2 dni wcześniej

     Błądziłam po Instytucie szukając Jace'a, po jakiejś godzinie doszłam do wniosku gdzie może przebywać. Na rozwidleniu skręciłam w prawo kierując się do magazynu broni. Nie myliłam się. Złotowłosy siedział tam na poniszczonym taborecie w skupieniu ostrząc noże.
     - Można? - najwyraźniej wyrwałam go z zadumy, gdyż chłopak gwałtownie podniósł głowę w stronę drzwi.
     Nic nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął. Podeszłam do blatu na którym wyłożone były miecze, noże, łuki i inne wartościowe i przydatne w walce rzeczy.
     - O czym tak myślałeś? - rzucam pytanie zerkając na niego.
     Jace spogląda na mnie przenikliwym wzrokiem chwilę się zastanawiając.
     - O naszym planie. Próbuję doszukać się w nim luki, niedopatrzenia, ale wydaje się, że zaplanowałaś go idealnie. Kiedy to zrobiłaś?
     - O dziwo plan nie jest owocem długogodzinnego myślenia i obmyślania strategi. Ułożyłam go pod wpływem złości i zdeterminowania. Wiesz, że te emocje mają na mnie wielki wpływ.
     Jace potakuje.
     - Nie zawsze dobry. - odpowiada smutno i zabiera kolejny nóż, aby go naostrzyć.
     Marszczę brwi. 
     - O co chodzi?
     - Carmen, boję się, że ta akcja dostarczy ci tyle złych emocji, które cię załamią. Emocje, których nie utrzymasz, które ostatecznie doprowadzą do twojego upadku...
     W sekundzie wszystko rozumiem. Jace boi się, że znów oddam się mojej czarnej stronie, że nie będę w stanie jej się sprzeciwić. Że stanie się to co stało się w Idrisie. 
     - Nie wiem tak naprawdę co może się stać. Ale wiem, że będę robić wszystko, żeby ta druga Carmen nie przejęła nade mną kontroli lub sprawię chociaż, że będzie współpracować.
     - Współpracować?
     - No tak, czas porozmawiać z moją czarnooką przyjaciółką, może zgodzi się na mały układzik. - mrugam do chłopaka okiem lekko się uśmiechając.
     - To nie jest śmieszne.
     - Owszem, jest. Zależy tylko, z której strony patrzysz.
     Chłopak odkłada z impetem nóż na blat, o który opieram się dłońmi wpatrując się w ścianę, na której wiszą ciężkie młoty, siekiery i inne "ostre" narzędzia zagłady. W momencie Jace znajduje się za mną i obejmuje mnie w talii od tyłu.
     - Wiesz co powiedziała mi Isabelle? - nic nie odpowiadam, tylko potakuję głową. - Że gdyby nie to, że obie macie powyżej 18 lat to wybrałaby cię na swojego parabatai.
     - Odwracam się gwałtownie przodem do chłopaka. Czuję jak na moją twarz wstępują szczęśliwe emocje.
     - Naprawdę? - Złotowłosy potakuje.
     - Szkoda, że dla osób powyżej 18 ten rytuał nie jest dozwolony. Chętnie bym pooglądał jak to wygląda z innej perspektywy.
     - Jak to było, gdy związałeś się z Aleciem jako parabatai?
     - Oddałbym za niego życie, ale pomimo tego, że wiedziałem, że będzie z nim ciężko chciałem go na swojego parabati. - zaśmiał się.
     - Jesteś dobrym przyjacielem dla Izzy i Aleca.
     - Nie jestem ich przyjacielem, to moje rodzeństwo. Może i nazywam się Wayland, ale czuję się jak Lightwood.
     Słowa Jace'a urzekają mnie. Jest w nich tak szczery i otwarty. Lubię jego wrażliwą stronę. 
     - Jesteś cudowny.
     - A ty cudowna.
     Po tych słowach chłopak składa na moich ustach słodki pocałunek.

***

     Kiedy wchodzę do swojego pokoju okazuje się, że jest w nim okropnie zimno, a wszystko przez okno otwarte na oścież, które zapomniałam zamknąć, zanim poszłam szukać Jace'a.
Podchodzę do okna i szybko zerkam na główną bramę Instytutu. Ku mojemu zdziwieniu zauważam, że przed nią kręci się jakaś postać. Nie przypadkowa. Osoba, która się tam znajduje, świetnie zdaje sobie z tego sprawę, że stoi przed Instytutem, gdyż spogląda na jego wysokie wieże.
     Marszczę brwi i szybko wychodzę z pokoju łapiąc kurtkę z krzesła. Wybiegam przed Instytut, pomimo tego, że słońce świeci mi mocno w oczy, jest chłodno.
     Kiedy podchodzę do bramy zauważam, że osobą stojącą przed nią jest dziewczyna, mniej więcej w moim wieku. Otwieram bramę i dopiero wtedy mnie zauważa. Zastyga w miejscu kiedy widzi jak przechodzę przez wrota. W momencie kiedy spoglądam w jej oczy widzę coś znajomego, coś co mnie z nią łączy.
     - Kim jesteś? - pytam otulając się ramionami.
     - Ja, słyszałam o tym co stało się ostatnio w Idrisie. Szukam niejakiej Carmen, powiedziano mi, że przebywa w nowojorskim Instytucie. Przybyłam tu aż z Oregonu. Proszę, powiedz, że tu jest. 
     - Ja jestem Carmen, a ty...- dziewczyna przerywa mi.
     - Nazywam się Sonya Devine, oficjalnie jestem trupem.
     - Trupem, że co?!
     - Przynajmniej tak myśli Richard.
     Rozszerzam oczy i wszystko zaczyna mi się układać. To jest dziewczyna, o której opwowiadał mi Richard. Dziewczyna, która jest taka...
     - Jestem taka jak ty. Myślę, że powinniśmy pogadać.

***
     - Jak to zrobiłaś? Jakim cudem wszyscy myślą, że nie żyjesz, kiedy tak naprawdę jesteś cała i zdrowa? - zadaję pytanie.
     Sonya zgodziła się na to, żeby podczas rozmowy towarzyszyli nam Alec, Izzy i Jace. Wytłumaczyłam jej, że jestem nieufna, powiedziała, że mnie rozumie, nawet bardziej niż mogłabym się tego spodziewać.
     - Ukryłam stelę w moim bucie, nie przeszukali mnie dokładnie. Głupcy. - parsknęła. - Tak samo jak w twoim przypadku, strzała mnie nie zabiła, ale udawałam że umieram po jej przeszyciu. Richard razem z resztą Nocnych Łowców postanowili, złożyć moje ciało głęboko w lesie za jeziorem Lyn. Znalazłam sposób by otworzyć portal za pomocą steli. Udało mi się przenieść do tego świata. Wylądowałam w Oregonie, nie wiem do końca dlaczego, spędziłam tam dwa lata. Aż do czasu, kiedy usłyszałam od Podziemnego co się stało w Idrisie. Nie wierzyłam, musiałam się przekonać na własne oczy. A teraz, jestem tu. 
     Wciągłam powietrze. Nie mogłam uwierzyć, że przede mną siedzi dziewczyna o tych samych zodlnościach i podobnej przeszłości. 
     - Czy twoje oczy też robią się czarne pod wpływem złości? - pytam.
     - Masz na myśli takie? - w momencie oczy Sonyi stają się czarne jak heban.
     - Potrafisz tak na zawołanie?
     - Z czasem nauczyłam się kontrolować to co we mnie siedzi, to coś we mnie zaczęło współpracować.
     Współpraca. To dokładnie chcę osiągnąć. 
     - Myślisz, że mogłabyś mnie tego nauczyć? - Jace spogląda na mnie oczekując odpowiedzi Sonyi.
     - Wydaje mi się, że to dobry pomysł. - zaczyna Jace. - Wiesz, mamy przed sobą bardzo ważną misję, zależy nam, żeby Carmen nie poddała się swojej mocy. 
     Sonya spogląda na każdego z nas z małym uśmieszkiem na twarzy.
     - Okej, pod warunkiem, że włączycie mnie do misji.

_________________________

Postanowiłam napisać krótszy rozdział wprowadzający was do mnóstwa akcji, która już w kolejnych rozdziałach. Będzie się działo! Podejrzewaliście, że Sonya żyje? Co o tym myślicie? Zastanawiacie się co razem z Carmen mogą osiągnąć? Przekonacie się niedługo! Pozdrawiam.

OSOBA Z NAJLEPSZYM KOMENTARZEM DO TEGO ROZDZIAŁU DOSTAJE DEDYKACJĘ W NASTĘPNYM ROZDZIALE!

1 komentarz:

  1. Mam nadzieję, że plan Carmen wypali! Tak jak współpraca z Sonyą. Zawsze jak, pojawia się w opowiadaniu nowa postać mam co do niej mieszane uczucia, mam nadzieję jednak, że Sonya nie zawiedzie nikogo i okaże się pozytywną postacią. Nie mogę doczekać się, co takiego zaplanowała Carmen. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Bardzo zależy mi na Twojej opinii!