sc Born With Sight: 7. We are alive here in Death Valley
Layout by Scar

22 sty 2014

7. We are alive here in Death Valley

"I wanna see your animal sight."



Już kawał czasu siedzimy w moim pokoju w Instytucie i pomimo tego, że na początku nie było mi to na rękę, teraz świetnie się bawię. Głównie rozmawiam z Isabelle. Najlepiej dogaduję się właśnie z nią. Obydwie jesteśmy dziewczynami, dosyć twardymi jak na swoją płeć, które lubią od czasu do czasu zabić kilka demonów.  Spoglądam na Jace’a siedzącego na fotelu ze spuszczoną głową. Wpatruje się w swoje buty, które pewnie w tym momencie wydają się dla niego bardzo interesujące. Od razu robi mi się go żal. Clary i Simon nie kryją się z tym, że teraz są parą. Mogliby przynajmniej przystopować i nie robić szopki przy Jacie. Czy ona w ogóle nie zdaje sobie sprawy jak Jace czuje się w tym momencie. Przecież niedawno się dowiedział, że dziewczyna, którą kocha jest jego siostrą. Clary jest dobrą dziewczyną, polubiłam ją, ale w tej kwestii chyba nie zdaje sobie sprawy jak rani Jace’a. Wie, że chłopak jest twardy i tkwi w przekonaniu, że sobie poradzi, w co nie wątpię. Kręcę lekko głową i postanawiam oderwać Jace’a od własnych myśli, które pewnie kręcą się wokół Fray.
    -Hej Jace, może ty nam opowiesz o jednej z twoich emocjonujących walk?- pytam, a po chwili chłopak podnosi na mnie wzrok i delikatnie się uśmiecha. Nie wiem czy skutecznie, ale posyłam mu spojrzenie, którym pragnę go poinformować, że go rozumiem. Złotowłosy wstaje i przysiada na brzegu łóżka, tak blisko, że styka się z moim ramieniem. Na moim ciele pojawiają się dreszcze, mam nadzieję, że on ich nie czuje.
    -No więc niedawno…-Jace zaczyna opowiadać, a ja wysłuchuję kolejno każdego słowa wpatrując się w jego kości policzkowe.
***
   Cała schadzka skończyła się jakąś godzinę temu. Teraz leżę na łóżku i odpoczywam rozmyślając o wszystkim co wpadnie do głowy. Jak potoczy się sprawa związana ze mną? Czy uda mi się rozwiązać zagadkę tajemnych napadów? Czy uda nam się zniszczyć Valentine’a i odebrać mu kielich? Co jak nam się nie uda? Co zrobi Valentine? A najważniejsze pytanie, które teraz sobie zadaję brzmi: Czy w końcu dowiem się kim jestem?
    Kręcę głową, za dużo tych przygnębiających myśli. Wszystko rozwiąże się na bieżąco, nie będę się tym zamartwiać na zapas. Spoglądam na zegarek. Dochodzi jedenasta wieczorem. To chyba czas na ogarnięcie się przed pójściem do łóżka. Wstaję i podchodzę do szafy, w której wyłożyłam swoje ubrania i sięgam po krótkie dresowe spodenki oraz luźną koszulkę z napisem *‘Get out of my way’. Otwieram drzwi i wysuwam głowę na korytarz, aby upewnić się, że nikogo nie ma. Nie mam ochoty na nikogo wpaść, tym bardziej, że spędziłam z nimi kilka dobrych godzin. Kiedy jestem pewna, że na korytarzu panuje totalna pustka, wychodzę i kieruję się w stronę łazienki, do której drogę wskazała mi wcześniej Isabelle.
    Popycham dosyć ciężkie, drewniane drzwi do łazienki i zaczynam wieczorną toaletę. Na początku rozbieram się do naga i wchodzę pod prysznic. Przekręcam kurek, a ze słuchawki prysznica zaraz zaczyna lecieć ciepła woda. Pozwalam wodzie spływać po moim ciele. Krople uderzające w moje ciało dają mi delikatny masaż i od razu czuję się odprężona. Jeszcze chwilę stoję pod strumieniem wody opierając głowę o ścianę. Wychodzę i wycieram ciało miękkim ręcznikiem. Ubieram się w swoją ‘piżamę’ i dopiero wtedy wychodzę z powrotem na ten przerażający korytarz i kieruję się do własnego pokoju, aby spokojnie zasnąć.


***
    Widzę to. Po raz kolejny. Wielki obślizgły pies patrzy na mnie złowrogo, a z jego pyska kapie gęsta ślina. Krzyczę. Tak głośno, że zastanawiam się czy nie uszkodziłam sobie strun głosowych. Patrzę w prawo i widzę moją przyjaciółkę, która spogląda na mnie jak na idiotkę. Potem tylko jestem świadkiem jak ogromne dziwadło rozszarpuje Shirley na strzępy. Znów krzyczę.
    -Carmen! Carmen!- słyszę jak ktoś woła moje imię.
Otwieram oczy i gwałtownie siadam na łóżku. Uświadam sobie, że jestem w Instytucie i przyśnił mi się koszmar. Jestem spocona i boli mnie gardło. Musiałam krzyczeć przez sen. Dopiero po chwili orientuje się, że obok na łóżku siedzi Jace. Czyli jednak musiałam krzyczeć. Rumienię się, gdyż chłopak siedzi w moim pokoju bez górnej części ubrania. Udaję, że nie zauważyłam, a po chwili Jace się odzywa.
    -Wszystko w porządku?- widocznie jest zmartwiony.
Moje dłonie się trzęsą, chwytam się za głowę i odtwarzam w myślach swój sen. Przyśniła mi się noc kiedy z rąk demona zginęła moja przyjaciółka. Kręcę głową i czuje jak po moich policzkach spływają łzy. Gdybym tylko mogła temu zapobiec. Po chwili czuję ciepłe dłonie na policzkach, które obracają mnie ku twarzy Jace’a.
    -Mów do mnie. Co ci się przyśniło?- marszczy brwi, a kciukiem wyciera mokry policzek.
    -Noc...wtedy kiedy zginęła moja przyjaciółka. Wszystkie wydarzenia z tamtego dnia wydawały się znów powtarzać i były takie realistyczne...mogłam coś zrobić, mogłam użyć mocy, czemu przeze mnie zginęła?- moja bezradność wypływa na wierzch i każdy kawałek mojego ciała wydaje się niemożliwie kruchy. Dlaczego Jace musi być tego świadkiem?
    Chłopak obejmuje mnie ramieniem, co mnie zaskakuje i opiera brodę na mojej głowie. Czuję się bezpieczna. Pierwszy raz od kiedy poznałam Jace’a nie mam go dość.
    -To był tylko zły sen, nie możesz stać się przez to bezsilna. Nie pozwól złym wspomnieniom przejmować nad tobą przewagi. A co najważniejsze, nie obwiniaj się o śmierć swojej przyjaciółki, inaczej będzie cię to męczyć, aż do śmierci.- wypowiada to z taką swobodą jakby stale uspokajał dziewczyny, kiedy one miały nocne koszmary.
    Zapada niezręczna cisza, a ja mamroczę ciche dziękuję i nawet nie wiem kiedy odpływam w głęboki sen w ramionach złotowłosego.


***
    Otwieram oczy i od razu je zamykam. Słońce dzisiaj wyjątkowo mocno świeci, dlatego też nie da się długo trzymać otwartych oczu. Odwracam się w stronę drzwi, ze świadomością, że stamtąd słońce nie będzie mnie razić. Kiedy już jestem zwrócona w stronę drzwi otwieram oczy, a po chwili rozszerzam je szeroko. Obok mnie leży pogrążony w śnie, wyglądający niezwykle potulnie Jace. Zrywam się z łóżka przez co budzę chłopaka. Ten przeciąga się na łóżku powoli, a ja układam fakty w głowie.
Wczoraj miałam koszmar i głośno przez niego krzyczałam. Jace przyszedł mnie uspokoić, a wtedy ja zasnęłam w jego ramionach. Na moich policzkach czuję pojawiające się rumieńce.
    Jace spogląda na mnie i lekko się uśmiecha. Przygryzam wargę czując się totalnie zażenowana.
    -Dzięki...za to, że uspokoiłeś mnie w nocy…-mamroczę cicho. Jace podnosi się z łóżka i przeczesuje dłonią zmierzwione włosy.
    -Do usług.- uśmiecha się. -Dam ci teraz trochę czasu dla siebie. Za chwilę pewnie będzie śniadanie. Do potem- dodaje i kieruje się w stronę drzwi. Idę za nim z zamiarem ‘odprowadzenia go’, kiedy otwiera drzwi odwraca się do mnie i mówi.
    -Więcej takich nocy proszę- wypowiada te słowa z łobuzerskim uśmiechem na ustach, a ja chichoczę.
    -Chciałbyś.- popycham go, aby wyszedł.
    -Dzień dobry.- dochodzi do mnie kobiecy głos. Odwracam się w drugą stronę i widzę Isabelle. Marszczy brwi ze zdziwieniem.
    -Hej- kompletnie zmieszana odpowiadam i szybko zamykam drzwi za sobą.
Opieram się o drewniane wejście i zastanawiam się co myśli sobie teraz Isabelle.
Czy może być jeszcze bardziej niezręcznie?


***
    Unikając wzroku Jace’a zjadam omlet, który dzisiaj wyjątkowo mi smakuje. Isabelle uważnie ilustruje wzrokiem to złotowłosego to mnie. Tak na zmianę. Pewnie się zastanawia nad sytuacją z dzisiejszego poranka.
    -Mam dla was dzisiaj zadanie.- odzywa się nagle Maryse.
Wszyscy kierują wzrok w jej stronę i patrzą wyczekująco.
    -Dotarł do nas cynk, że Valentine ukrywa się w starym magazynie na 9th Avenue. Chcę, abyście pojechali go sprawdzić. Bądźcie jednak ostrożni. Macie działać w ukryciu, więc kiedy zorientujecie się, że Valentine naprawdę tam przebywa, macie od razu wracać. Nie wdawać się w żadną walkę. Nie chcę narażać was na niebezpieczeństwo.- kobieta wypowiada zdania ze spokojem. Słyszę tylko krótkie prychnięcie Jace’a, które Maryse ignoruje. Kobieta spogląda na mnie i mówi.
    -Jeśli chcesz możesz dołączyć do nich. Możesz być przydatna ze swoimi mocami w razie gdyby coś poszło nie tak.
    W odpowiedzi tylko potakuję głową. Jace napina mięśnie i nachyla się do przodu.
    -Nie, Carmen nie idzie z nami. Nie może używać mocy, to ją wykańcza.- oponuje.
Patrzę na niego z zaskoczeniem i marszczę brwi.
    -O doprawdy? Mogę decydować za siebie?- spoglądam na Maryse. -Oczywiście, że do nich dołączę.
    -No to postanowione- kobieta wyciera usta chusteczką i wstaje od stołu.
Spoglądam na Jace’a, a ten zaciska szczękę i spogląda na mnie ze złością.
Odkładam sztućce na talerz. Wstaję dumnie od stołu.
    -Dziękuję- wypowiadam nazbyt grzecznie i kieruję się do wyjścia z jadalnii.


***


    Stoimy przed wejściem do starego magazynu, który wygląda na bardzo dawno opuszczony. Blaszane ściany są pokryte kruszącą się rdzą. To miejsce wywołuje u mnie ciarki. Postanowiliśmy, że się rozdzielimy. Ja, Clary i Jace (najlepszy trójkącik ever...) oraz Alec z Isabelle.
    Razem w trójkę wchodzimy przez wejście widniejące przed nami, a Lightwood’owie kierują się na tyły. Kiedy przekraczamy próg, do moich nozdrzy dociera niezidentyfikowany, odrażający zapach. Krzywię się i odganiam go dłonią. Słyszę chichot Jace’a. Spoglądam na niego i kręcę głową.
    Idziemy prostym korytarzem pomiędzy wielkimi, sypiącymi się półkami, które rozciągają się pod sam sufit. Możliwe, że kiedyś służyły jako podpora dla ciężkich towarów. Teraz zapewne półka zawaliłaby się pod ciężarem monety.
    Z niezwykłą ostrożnością, w pozycji bojowej przemierzamy to mroczne miejsce. Moje ciało wypełnia napięcie i strach. Mam złe przeczucie. Clary co jakiś czas potyka się, a Jace mierzy ją wzrokiem. Przez nieostrożne ruchy Clary możemy łatwo zwrócić na siebie uwagę.
    Dochodzimy do rozwidlenia i decydujemy się skręcić w lewo. Znajdujemy się teraz w pomieszczeniu, które jest całkowicie puste. Ściany są pokruszone. Podłoga pokryta jest zniszczonymi, czarno-białymi kafelkami. Zatrzymujemy się i rozglądamy po pomieszczeniu. Clary podchodzi do okna i obserwuje podwórko, które rozprzestrzenia się wokoło budynku.
    -Chyba czysto- Clary odzywa się cicho. I właśnie w tym momencie przed nami materializują się dwa, ogromne, jaszczurowate demony. Ahiaby. Prycham i uśmiecham się zawadiacko. Są ślepe, da się je oszukać. Minusem jest to, że mają dobry węch. Dlatego pierwszy z dwóch rusza w moją stronę. Postanawiam użyć mocy tylko w ostateczności. Nie chcę powtórki sprzed mojego domu. Bięgnę w jego stronę i w trakcie biegu wyciągam miecz z pochwy, którą zamieszczoną mam na plecach. Ranię go w tułów, ten jednak w ogóle się tym nie przejmuje. Widzę jak jeszcze bardziej się denerwuje i ujawnia jak mocno jest teraz żądny krwi. Ponownie rusza w moją stronę, a ja robię krok w tył. Na moje nieszczęście moja noga ląduje na szklanej butelce, potykam się i boleśnie upadam na plecy. Karcę się w myślach. Jak mogę być taką niezdarą? Nie zdążę nawet pojęczeć z powodu bólu, a demon dopada mnie i pochyla się nad moją twarzą. Do mojego nosa dociera okropny zapach z jego paszczy. To jest ta sama woń, którą czułam po wejściu do magazynu. Jestem pewna, że demon zaraz rozszarpie mi twarz. Zaciskam nerwowo oczy i usta. Czekam parę sekund. Po chwili dociera do mnie coś w rodzaju rozczarowania. Otwieram oczy i widzę, że stwór nie zmienił pozycji, wpatruje się we mnie chociaż jest ślepy. Jego paszcza się zamyka, a demon odsuwa się ode mnie z zamiarem wstania i zostawienia mnie w spokoju. Marszczę brwi. Dlaczego mnie nie zabił? Pierwszy raz zdarzyło mi się, żeby demon chciał mnie oszczędzić. Niestety po chwili potwór żegna się ze swoją egzystencją wracając do swojego świata po tym jak Jace przebija go na wylot.
Chłopak dyszy i po chwili zauważam, że drugiego demona też nie ma. Podaje mi dłoń i pomaga mi wstać. Otrzepuje się z kurzu i skonsternowana spoglądam na Jace’a.
    -Dlaczego ten demon mnie nie…- nie kończę bo przerywa nam krzyk Clary.
Energicznie odwracamy głowy w jej stronę i rozszerzamy oczy. Ziemia pod jej stopami zaczyna pękać i powoli się rozstępuje. Dziewczyna odruchowo robi krok do przodu i wtedy upada na ziemię łapiąc się za nie pękające kafelki, jej nogi wiszą bezwładnie w otchłani.
    -To pułapka!- krzyczę i podbiegam do Clary aby złapać ją za dłoń.
Mocno łapię jej rękę. Clary wydaję się teraz wyjątkowo ciężka, ma spocone i śliskie dłonie. Otchłań zdaje się być wielkim odkurzaczem, który chce ją wciągnąć- jest silna. Jace łapie mnie za przedramię i stara się ciągnąć, ale na nic, niewidzialne ręce szarpią nogi Fray w dół. Coraz bardziej czuję jak jej dłoń wysuwa się z mojej. To dzieje się w ułamku sekundy.
Bezradnie próbuję utrzymać Clary, ale nie potrafię. Jej dłoń wydaje się straszliwie śliska. Otchłań wygrywa. Dziewczyna wysuwa się z mojego uścisku i spada w dół. Wodzę za nią wzrokiem, ale ona nagle znika. Wyparowuje. Ziemia zstępuje się z powrotem zamykając silną otchłań.
    Dyszę, jestem przerażona, jest mi zimno, kręci mi się w głowie. Czuję złość, ogarnia całe moje ciało. Czuję przerażające ciepło buzujące w moim ciele. Takiego nie czułam jeszcze nigdy.
    -NIE!- krzyczę wniebogłosy, aż bolą mnie struny głosowe. Unoszę ręce do góry po czym mocno opuszczam je na ziemię dotykając zimnych kafelek. Całe podłoże zaczyna się trząść. Istne trzęsienie ziemi. Magazyn zaczyna się niebezpiecznie sypać.
    -Carmen! Co ty robisz?! Musimy uciekać!- słyszę głos Jace’a. Podchodzi do mnie i kładzie mi ręce na ramionach. Kiedy napotykam jego wzrok, widzę jego zszokowanie.
    -Carmen, twoje oczy…-wypowiada cicho.
Nie wiem co potem się dzieje. Czuję tylko jak ktoś unosi moje ciało, a moją duszę spowija czarna mgła.

6 komentarzy:

  1. omg, to był chyba najlepszy z rozdziałów, zwłaszcza ta końcówka! Cieszę się, że w końcu pojawił się rozdział, tak długo na niego czekałam a teraz chcę już kolejny sdjfudjfghjiort
    Jestem ciekawa, czy coś konkretnego zajdzie pomiędzy Carmen i Jacem i co się stanie z Clary :) Wspaniale piszesz, czekam na nn x

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow *.* Boskieeee

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja... Ja... Ja... Nie ma bata! Nie można przerywać w takim momencie! Ja się tak nie bawię! Rozdział taki... Ooooo~! I to zakończenie... *Q* Nie masz teraz wyboru. Albo wstawiasz następny rozdział albo ja i Valentine czekamy przed twoim domem... Muhahahahahahaha~!

    Weny życzę ^ ^
    ~Charlie

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo! I zakończenie w takim momencie :o Cuuudowny rozdział i oczywiście chcę więcej!! ;) Nie mogę się już doczekać co stanie się dalej :3 Dodaj kolejną część jak najszybciej się da :) <3
    Justyna

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham to <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę dziwne, że Jace jest taki obojętny wobec Clary, przecież niedawno była całym jego światem...

    OdpowiedzUsuń

Bardzo zależy mi na Twojej opinii!