"Gdyby miłość była pokarmem, umarłbym z głodu na ochłapach, które od ciebie dostawałem."
Siedzę na ławce przyciśnięta ustami do
ust Jace’a. Złotowłosy jest stanowczy i trochę zachłanny, ale mi to nie
przeszkadza. Kładzie dłoń na moim biodrze, a drugą trzyma mój policzek.
Pocałunek jest słodki, czuję jak serce mi przyspiesza i robi mi się cieplej.
Emocje rozpływają się po całym moim ciele. To uczucie, które odczuwa się przy
pocałunku jest bardzo potężne, dlatego dziwię się, że z moich dłoni nie
poleciały jeszcze iskry.
Do mojej głowy nagle trafiają myśli nie
dające mi spokoju. Co ja robię? Przecież Jace kocha Clary…
”Ale to jego siostra!”- karci
mnie mój mózg. Odrywam się od chłopaka i kręcę głową. Tak czy siak to nie jest
w porządku.
-Jace…ja…- nie umiem wydobyć kolejnego
słowa. Jace marszczy brwi i patrzy na mnie ze zdziwieniem wypisanym na twarzy.
-Coś nie tak?- pyta obracając moją głowę
w swoją stronę.
-My…nie możemy…Ty kochasz Clary.-
odchrząkuję. Jace spogląda w dół i kręci głową. Po chwili jego usta wykrzywiają
się w delikatnym uśmiechu.
-Carmen…to teraz nie ma znaczenia. Clary
to moja siostra…owszem kocham ją…ale to uczucie zmieniło się na takie, jakie
dzieli między sobą rodzeństwo…-wypowiada te słowa z nadnaturalnym spokojem.
Kręcę głową. Nie da się tak szybko pozbyć uczuć.
-To niemożliwe żebyś tak szybko zmienił
do niej swoje uczucia…-odwracam głowę i wpatruję się w bramę przed Instytutem.
-Nie mam wyjścia, muszę się ich pozbyć…-
mówi znów obracając moją głowę w jego stronę. –Dzięki tobie lepiej mi się to
udaje…- odzywa się po chwili. Zastanawiam się co miały znaczyć te słowa, kiedy
dostaję odpowiedź. –Od momentu kiedy cię poznałem chciałem cię pocałować…nie
mów, że nie czułaś tego samego…- spogląda na mnie. Jego źrenice są rozszerzone,
a usta lekko czerwone od pocałunku. -Od początku czuję to przyciąganie, które
jest między nami...wiele nas łączy...powiedz, że nie czujesz tego samego, a cię
zostawię.- mówi. Jego twarz wyraża zwątpienie.
Owszem przyznam, że Jace jest
pociągający, ale może nie od razu chciałam rzucić się w jego ramiona. Na pewno
nie wtedy kiedy na początku był dla mnie oschły. Kolejny znak, który wskazuje
na to, że Jace się ze sobą kłóci cechami charakteru. Byciem wrednym i oschłym
okazuje swoją chęć pocałowania kogoś?
Zmieniłam zdanie dopiero w momencie gdy
zaczął mi udowadniać, że mu na mnie zależy. Tak. Odczuwam to cholerne
przyciąganie, i to bardzo. Pierwszy raz czuję takie pożądanie jak teraz.
Na mojej twarzy wyrasta delikatny
uśmiech, speszona spoglądam w dół i zaczynam bawić się palcami. Jace chwyta
mnie za podbródek i powoli przyciąga mnie ponownie do swoich ust. Łapię go za
kark i przyciskam mocniej do siebie. Chłopak wydaje pomruk zadowolenia, a ja po
cichu w duszy triumfuję.
***
Leżę w swoim pokoju na łóżku i wpatruję
się w sufit. Znów rozmyślam. Ostatnio zbyt często to robię, przez co potem
troszkę się w tym wszystkim gubię. Moja matka, pocałunek Jace'a, zaginięcie
Clary. Nie wiem już w co wierzyć, co brać na poważnie, a z czego się śmiać.
Kręcę głową. Na razie powinnam skupić się na odzyskaniu Clary, nie na sobie i
swoich uczuciach do złotowłosego.
Nawet
nie wiem kiedy zrobiło mi się tak gorąco. Zaczynam ciężko oddychać. „Nadchodzi”-
mówię w myślach, jestem pewna, że za chwilę z moich dłoni polecą snopy światła,
próbuję je stłumić, ale na nic. Podchodzę do okna i wyciągam za nie dłonie,
celuję w latarnie, nie chcę poniszczyć pokoju w Instytucie. Czekam.
Mija kilkanaście minut i nic się nie
dzieje. Marszczę brwi. Gorąco nie ustaje, czuję jakbym stała w ogniu. Jeszcze
przed chwilą byłam pewna, że to przez te wszystkie emocje, które ze mnie nie
zeszły, ale teraz nie jestem pewna. Siadam ponownie na łóżku i próbuję się
uspokoić, ale nic się nie zmienia. Ciepło przechodzi przez moje żyły gwałtownie
pulsując. Wiem, że zwykłego człowieka dawno roztopiłoby to od środka, ale ja
nie jestem normalna. Oddycham coraz ciężej. Próbuję się uspokoić, myśleć o
normalnych rzeczach, ale to nic nie daje. Moja moc jest za silna by ją
okiełznać. I to mnie cholernie przeraża.
Podnoszę moją rękę przed twarz i
wpatruję się w moje przedramię, na którym poczułam czyjś dotyk. Rozszerzam oczy
kiedy zauważam, że „coś” jakby długa jarząca się glista przepełza pod
moją skórą w stronę ramion. Spanikowana drapię to cokolwiek znajduje się pod
moją skórą z nadzieją, że to zniknie, lecz tak się nie staje. Jestem
zdezorientowana. Co to jest do kurwy nędzy?! Pochłaniam się coraz bardziej w
trwodze gdy uświadamiam sobie, że jest mi coraz cieplej. Gdybym zmierzyła
temperaturę swojego ciała, osiągnęła by ona dawno powyżej 100 stopni Celsjusza.
I kolejna rzecz, która czyni mnie inną, normalny człowiek dawno by umarł przez
taką temperaturę.
To „coś” dociera do mojego
ramienia, a potem zjeżdża po plecach zatrzymując się na środku mojego
kręgosłupa. Podchodzę do lustra ściągając bluzkę i odwracam się do niego
plecami. „Glista” formuje się w okrąg w dolnej części moich pleców i
zaczyna jarzyć się coraz jaśniej. Marszczę brwi.
Nagle czuję okropny ból w miejscu gdzie
to „coś” uformowało się w krąg. Nie jest to ból jaki odczuwa się kiedy
się w coś uderzy, ale ból jaki odczuwa się przy kontakcie z ogniem, przy
poparzeniu. Tyle, że ten jest o wiele bardziej bolesny niż powinien być. Padam
na ziemię i głośno krzyczę. Nigdy nie przeżywałam takich katuszy, nawet przy
walce z demonami, a one też dały mi popalić. Słyszę syk, jakby ktoś zalał
ognisko wodą i wtedy wszystko znika. Znika ból, ciepło i „to coś” co było pod
moją skórą. Leżę na podłodze i ledwo co oddycham. Jestem cała mokra, spocona.
Gardło mam podrażnione przez mój krzyk.
Ciężko podnoszę się z ziemi i ponownie podchodzę
do lustra, które stoi przy szafie. Ledwo co chodzę. Ten ból straszliwie mnie
wyczerpał.
To co widzę zapiera mi dech w piersiach,
ale odczuwam również przerażenie i zdezorientowanie. Na środku mojego
kręgosłupa widnieje wypalony krąg. Po prostu, koło o ciemnoczerwonym odcieniu.
Marszczę brwi. Dotykam dziwnej powstałej blizny i krzywię się, kiedy odczuwam
ból przez mój dotyk. Kładę dłonie na głowie i powstrzymuję swoje ciało od
upadku. Wycieram pot, który spływa po moim czole. Na szczęście gorąco ustało.
Nie wiem ile bym jeszcze wytrzymała.
Zastanawiam się o co w tym chodziło. Co
to za znak i jakim cudem znalazł się on na moich plecach? Kręcę głową. Dlaczego
muszę się natykać na coraz to nowsze i dziwniejsze rzeczy, których nie
rozumiem?
Nagle drzwi do pokoju się otwierają i do
środka wpada Jace, Isabelle i Maryse. Rozszerzają oczy widząc mnie w bieliźnie,
dlatego szybko łapię bluzkę i zakładam ją na siebie. Czuję ciepło na
policzkach, ale ignoruję to, że się czerwienię.
-Co się tu stało?- pyta Maryse z
przerażeniem. Myślę co powiedzieć i sama nie wiem czemu, ale kłamię.
-Miałam koszmar, ostatnio często mi się
przytrafiają...- mówię spuszczając wzrok. Kobieta chwilę wpatruje się w moją
twarz próbując cokolwiek z niej wyczytać, ale chyba łyka moje kłamstewko. Sama
nie wiem czemu, ale nie chcę mówić im co się stało. Co jak ten krąg jest
oznaką, że jestem przeklęta czy coś i wyrzucą mnie z Instytutu?
-Już się przestraszyłam, że coś ci się
stało....No nic, jeżeli to nic poważnego to cię zostawię.- Maryse jeszcze
chwilę się we mnie wpatrywała, ale po chwili wraz z Isabelle opuściła mój
pokój. Zostaje Jace. Czuję między nami napięcie. Wiedziałam, że on mi nie
uwierzy. Pewnie teraz będzie próbował ode mnie wyciągnąć co naprawdę się stało.
Jace
zatrzaskuje za sobą drzwi i podchodzi do mnie z poważnym wyrazem na twarzy.
-Jesteś cała? Co się stało?- pyta
zachowując stanowczy głos. Głośno wzdycham. Wiem, że od niego nie ucieknę.
Gwałtownym ruchem ściągam koszulkę i
stoję przed Jace'm w staniku. Nie obchodzi mnie to, i tak już mnie widział w
bieliźnie. Chłopak patrzy na mój dekolt, a ja szybko odwracam się do niego
plecami. Dotykam dłonią kręgu, który wypalił się na moich plecach.
-Widzisz? To coś przed chwilą pojawiło
się na moim kręgosłupie. Od tak. Tak jakby ktoś wypalił mi go
zapałką...cholernie bolało, dlatego tak krzyczałam.-mówię. Chwilę czekam na
jego reakcję, a już po chwili czuję opuszki jego palców przejeżdżające po kregu
na moich plecach. Na moich ramionach pojawia się gęsia skórka.
Nagle chłopak zabiera dłoń, a ja czuję
zimno.
-Ubieraj
się, wiem co zrobić...-oznajmia tajemniczo i wychodzi z mojego pokoju
zostawiając mnie w kompletnym osłupieniu.
****
Nie wiem gdzie prowadzi mnie Jace. Oboje
idziemy z zarzuconymi na głowy kapturami przez najciemniejsze i
najniebezpieczniejsze zakamarki Nowego Jorku. Co jakiś czas się potykam. Jestem
zwyczajnie wykończona, a już na pewno nie czuję się na siłach, żeby wybierać
się na jakieś wycieczki. Co gorsza jak spotkamy tu jakiegoś demona to ja już nic
nie zdziałam. Jace będzie musiał sobie poradzić sam.
Jace zwalnia przed starą kamienicą.
Teraz wiem gdzie jestem. Zdarzyło mi się już tu być, ale nie miałam nigdy do
czynienia z właścicielem kamienicy. Szczerze to nawet nie chciałam go
kiedykolwiek spotkać. Głośno wzdycham.
-Serio?!- ręce mi opadają.
-On ci pomoże.- oznajmia Jace i łapie
mnie za ramię, aby poprowadzić mnie do drzwi.
****
-Co was tu sprowadza?- Magnus wygląda
dzisiaj...jakby to określić...bajecznie? Podkreślił oko złotym eyelinerem, jego
włosy błyszczą przez brokat, którym są one posypane, a jego ubranie świeci się
wszystkimi kolorami tęczy. Krzywię się na ten widok. -Alec też tu jest?- pyta
nie dając nam odpowiedzieć.
-Nie, nie ma go...liczyliśmy na to, że
możesz nam pomóc...-odzywa się Jace.
-Moja pomoc nie jest
darmowa....-oznajmia ukazując śnieżnobiały uśmiech.
-Czego chcesz?- pytam.
-Zastanowię się...przejdźmy do rzeczy, w
czym potrzebujecie mojej pomocy?- Magnus łączy palce u dłoni i kładzie na swoim
brzuchu.
-Potrzebujemy pomocy z pewnym
znakiem...może będziesz wiedział co oznacza?- oznajmia złotowłosy, a Magnus
prycha.
-Jestem Czarownikiem, nie „czytnikiem
znaków”.- wypowiadając ostatnie słowa wykonuje nawias w powietrzu.
-Tylko na to spójrz...- Jace przewraca
oczami. Spogląda na mnie i kiwa głową.
Dłonie
mi się trzęsą, ale powoli ściągam bluzę, a następnie bluzkę. Ile razy będę się
dzisiaj rozbierać przed innymi? Podchodzę bliżej Magnus'a, a ten marszczy brwi.
Odwracam się do niego plecami... i wskazuję palcem krąg w dole kręgosłupa.
Słyszę jak Wielki Czarownik Brooklyn'u podchodzi bliżej, jego buty wydają dość
donośne dźwięki. Stoję chwilę w bezruchu,a do moich uszu dociera jak Magnus
głośno wzdycha.
Spoglądam na Jace'a. Ten ma nieco
przerażony, ale poważny wyraz twarzy. Zakładam z powrotem koszulkę i odwracam
się do Czarownika.
-No i?- pytam.
-Ile masz lat?- pyta Magnus. To pytanie
zbija mnie z tropu, na co mu mój wiek?
-Miałeś powiedzieć nam co to za znak, a
nie pytać mnie ile mam...- nie kończę. Magnus mi przerywa.
-Ile masz lat?- pyta ponownie. Marszczę
brwi, ale odpowiadam.
-19...- mówię szybko.
Kolor
oczu Magnus'a zmienia się na jaskrawożółty. Jak tu weszliśmy były,
ciemnobrązowe. Serce mi przyspiesza i znów ciężko oddycham.
-Niech zgadnę, za miesiąc masz
urodziny?- pyta Magnus. O co mu chodzi? Co on odwala teraz z tymi urodzinami?
Wypuszczam z ust powietrze, które nawet nie zdawałam sobie sprawy, długo
trzymałam w sobie.
-Tak...czy to jest teraz takie ważne?-
pytam rozkładając ręce. Magnus rozszerza oczy, a na jego twarzy maluje się
zaintrygowanie.
-W końcu mam sposobność spotkać się z
tym zjawiskiem.- oznajmia szczerząc się, a ja mam coraz to większy mętlik w
głowie.
-Jakim zjawiskiem?!- Jace podchodzi
zdenerwowany, stając bardzo blisko mnie.
Magnus
chwilę wpatruje się we mnie.
-Ten krąg, to jest pierwsza część całego
znaku, który teraz będzie formował się na twoich plecach...-robi mi się słabo,
czyli będzie tego więcej?! Czarownik kontynuuje. -Pierwsza część pojawia się
miesiąc przed dwudziestymi urodzinami. Jest to właśnie okrąg, który już
masz...reszta pojawia się w różnym czasie....- zacina się i spogląda na mnie ze
współczuciem. Znam to spojrzenie.
-Jak rozległy jest ten znak? Ile będę
cierpieć?- pytam, niemal krzyczę.
Magnus
wzdycha i kładzie palec na ustach, zastanawiając się nad czymś. Po chwili
podchodzi do półki z książkami i bierze jedną z nich. Oprawiona jest w grubą
brązową skórę. Podchodzi do mnie i kartkuje księgę. Są w niej tylko obrazki z
różnymi znakami i talizmanami wraz z ich nazwami.
-To jest to- mówi i stuka palcem w
obrazek. Pierwsze co widzę do nazwa. „Znak Obscurens”. Marszczę brwi i
przerzucam wzrok na obrazek. Niemal mdleję. Znak jest bardzo skomplikowany,
składa się z wielu rozgałęzień, zakrętów i dziwnych kształtów. Jace wygląda
znad mojego ramienia, aby przyjrzeć się księdze i rozszerza oczy,
-Jak dużo ze znaku ukazuje się na ciele
za każdym razem?- pytam zastanawiając się ile to wszystko będzie trwało i ile
razy będę musiała tak cierpieć jak dzisiaj.
-To zależy od tego jak bardzo osoba jest
silna i podatna na tą moc...-oznajmia. Moje siły ostatecznie opadają. Mam
wszystkiego dość. Po raz kolejny zadaję sobie pytanie „Dlaczego ja?”.
Jest jeszcze jedna kwestia, o której nie
mam pojęcia. Boję się wzbogacić moją wiedzę o tą jedną rzecz, bo nie wiem czy
mogę znieść ten ciężar, ale muszę wiedzieć...
-Co ten znak w ogóle oznacza?- pytam
zaciskając szczękę.
Magnus
głośno wzdycha i odkłada księgę na ciemne biurko zawalone różnymi gratami.
Drapie się po karku. Jace zaciska pięści czekając w napięciu. Wahanie Magnus'a
sprawia, że domyślam się, iż to co powie wstrząśnie mną i to cholernie.
Mężczyzna chrząka.
-Znak Obscurens pojawia się u
osób...- przestaje. Przysięgam, że robi to specjalnie, żeby utrzymać mnie w
napięciu. -U osób, które są potomkami Nocnego Łowcy i demona.- wykrztusza
resztę zdania, a we mnie uderza przeraźliwe zimno i ciepło w tym samym momencie.
[znak, który niedługo pojawi się na plecach Carmen] |
Wow to był insteresujący rozdział.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze! Czemu nie poinformowałaś mnie o nowym rozdziale?? Oj nie ładnie.
OdpowiedzUsuńPo drugie! Ostatnią część przeczytałam za jednym tchnieniem! Coś ... coś wspaniałego! Skąd Ty bierzesz takie pomysły? Uwielbiam Twoją opowieść, uwielbiam! Nocny Łowca i Demon? To tak można? Jak to się stało? Ojej! Za dużo pytań!!
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział!
Ress
niech-milosc-zwyciezy.blogspot.com
(Zapraszam też do mnie ;) )
Oooo! Nareszcie jest! I muszę powiedzieć że rozdział jest WSPANIAŁY! Jace + Carmen = mój uśmiech na twarzy <3 A ten znak i wiadomość że Carmen jest potomkinią Nocnego Łowcy i demona -- bezcenne. Powaliłaś mnie tym! Nie mogę się już doczekać następnej części! CZEKAM!
OdpowiedzUsuńJustyna
Kiedy kolejna notka?
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie! Pisz dalej! <3
OdpowiedzUsuńNiesamowity blog, zaczęłam czytać niedawno i już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Zapraszam także do siebie: http://na-zawsze-razem-po-tylu-latach.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBędzie to opowiadanie nawiązujące do "Diabelskich maszyn" w wersji zmienionej przeze mnie a także do "Darów Anioła".
Magnus <3
OdpowiedzUsuńnie nawidze , jak to mogłaś zrobić clace !?
OdpowiedzUsuń