-Oh, przekonajmy się! Jace wolę sama
poradzić sobie z tym problemem, czy możesz odpuścić przynajmniej na pięć
sekund?- prawie się poddawałam...już od dziesięciu minut stoimy w oranżerii,
kłócąc się o to, czy pójdę sama na wizytę do mojej „matki” czy z Jace’m.
-Carmen, nie wiesz czy to naprawdę jest
twoja matka…-rozłożył ręce.
-Po to do niej idę, żeby się przekonać,
poza tym ona na pewno jest Nefilim, inaczej by tu nie trafiła, co nie?-
mrugnęłam do niego i skierowałam się w stronę wyjścia, zostawiając chłopaka za
sobą. Zanim wyszłam usłyszałam jeszcze jego słowa.
-Nie każdy Nocny Łowca jest sługą
dobra...-wypowiedział słowa cicho, ale w taki sposób, który wywołał ciarki na
całym moim ciele.
Szłam korytarzem za Alec’iem, który
miał kompletnie kamienną twarz. Nie potrafiłam odczytać żadnych jego emocji.
Ani jednej. Albo je tak dobrze ukrywał, albo naprawdę nic nie czuł…
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z
tego, że się denerwuję. Kim jest osoba podszywająca się pod moją matkę i po co
to robi? Może to jest kolejny podstęp Valentine’a, wysłał jednego ze swoich
sługusów aby wyrządzić mi szkodę w Instytucie? Co jak co, ale w tym momencie
żałowałam, że nie ma ze mną Jace’a. Może Alec zostanie i okaże się pomocny w
razie czego? Miałam taką nadzieję.
Zbliżaliśmy się do głównych drzwi
Instytutu i z oddali zobaczyłam wysoką kobietę, z długimi, lśniącymi blond
włosami która nerwowo chodziła tam i z powrotem. Wyglądała bardzo młodo. Na jej
ramionach widziałam namalowane świeże runy, ale nie brakowało również białych,
wyblakłych pozostałości po runach namalowanych wcześniej. Kiedy zorientowała
się, że nie jest sama w korytarza, skierowała głowę w naszą stronę. Oczy jej
się rozszerzyły, a usta wygięły w delikatnym uśmiechu. Stanęłam jakiś metr
oddalona od niej. Nie miałam zamiaru zbliżyć się bardziej.
-Mam zostać, czy poradzisz sobie?-
zapytał niepewnie Alec.
-Możesz zostać?- mimiką twarzy
wyraziłam swoją niepewność. Alec tylko skinął głową i odszedł parę kroków dalej,
aby potem oprzeć się o ścianę i tam czekać na koniec spotkania z moją “matką”.
Założyłam ręce na piersi i wyczekiwałam, aż
kobieta się odezwie.
-No więc? Co masz do powiedzenia, mamo?-
podczas wypowiadania słowa 'mamo' palcami wykonałam gest imitujący nawias.
-Tyle lat minęło...wyrosłaś na piękną
wojowniczkę...-kobieta zbliżyła się wyciągając dłonie do przodu na co ja
automatycznie zrobiłam krok w tył.
-Nie dotykaj mnie...-syknęłam.
-Dlaczego podszywasz się pod moją matkę, Valentinę cię nasłał?- zaraz jak
wypowiedziałam jego imię kobieta wzdrygnęła się i zaczęła się niespokojnie
rozglądać po Instytucie.
Alec odsunął się spod ściany i zbliżył
do mnie zaciskając pięści.
-Carmen, to naprawdę ja. Nazywam się
Abigail Carter, jestem twoją matką. Daj mi chociaż chwilę, a wszystko Ci
wytłumaczę.- kobieta znów zrobiła krok do przodu, a ja ponownie się cofnęłam.
Zacisnęłam pięści i szczękę. Toczyłam
właśnie bitwę z myślami. Wspomnienia powróciły.
Zapłakana po stracie przyjaciółki i kompletnie zdezorientowana co
się stało otwierałam drzwi do domu. Moje trzęsące się ręce nie potrafiły
poradzić sobie z zadaniem, klucze upadły mi, a ja schyliłam się, żeby je
podnieść. Moje dłonie pokryte były zaschniętą krwią przyjaciółki. Otarłam
policzek z łez zostawiając czerwony ślad na kości policzkowej. W końcu udało mi
się dostać do domu. Nie zastanawiając się od razu krzyknęłam.
-Mamo! Tato!- mój głos był załamany przez ciężki płacz.
Biegałam po całym domu, aby ich znaleźć, ale nigdzie ich nie było.
Cały czas płacząc przeszłam przez salon w kierunku kuchni.
Kiedy zobaczyłam czerwoną plamę na podłodze moje serce dosłownie
stanęło. Zaczęłam się trząść i robiłam powolne kroki w stronę pomieszczenia.
Wtedy ich zobaczyłam.
Momentalnie straciłam przytomność na widok zmasakrowanych ciał
moich rodziców.
-Nie możesz być moją matką, moi rodzice
zginęli z rąk demona!- wykrzyczałam coraz bardziej zaciskając pięści.
-To nie byli twoi rodzice...- kobieta
odpowiedziała cichym, spokojnym głosem. Zaczęłam się głęboko nad tym
zastanawiać. Fakt faktem, w ogóle nie byłam podobna do rodziców, oboje mieli
brązowe włosy, a ja jestem jasną blondynką. Nasze rysy twarzy w ogóle się ze
sobą nie zgadały. Teraz zaczęłam wątpić, jednak wtedy nie zwracałam na to
uwagi.
-Udowodnij!- wykrzyczałam tak głośno,
że zabolało mnie gardło. Znów poczułam napływające ciepło do mojego ciała.
Starałam się je kontrolować.
-Na karku masz znamię...-kobieta
podeszła do mnie, tym razem się nie cofnęłam.-Mogę?- zapytała. Tylko skinęłam
głową.
Kobieta odgarnęła moje blond włosy z karku i przejechała opuszkami
palców po znamieniu, które bardzo dobrze znałam. Mała blizna, którą mam od
urodzenia jest w kształcie półksiężyca. Zawsze ją ignorowałam uznając za przypadkowe
znamię.
-Mam takie same.- odgarnęła swoje włosy
i odwróciła się do mnie tyłem. Na jej karku widniało identyczne znamię. Brzuch
mnie rozbolał. To niby nic, ale sprawia, że mam wątpliwości.
-Proszę pozwól mi wszystko wytłumaczyć.-
powiedziała błagalnym tonem.
****
-Oddałam cię rodzinie zastępczej, nie
chciałam takiego życia dla ciebie. Musiałam cię ukryć.- powiedziała kobieta.
Zaczęłam coraz więcej rozumieć. Łączyłam fakty w spójną całość,
wszystko się wytłumaczyło.
-Dlaczego Valentine mnie ściga?-
wyparowałam z pytaniem. Abigail spięła się i chwilę patrzyła w przestrzeń, po
chwili spojrzała mi w oczy.
-Jesteś potężna, masz moce jakich nie
miał żaden Nocny Łowca, jesteś wyjątkowa. Valentine lubi wyjątkowość, byłabyś
białym krukiem w jego kolekcji sługusów.- wzdrygnęłam się.
-Czyli naprawdę jestem Nocnym Łowcą?-
spytałam z nadzieją w oczach.- Skoro tak, to jakim cudem posiadam takie moce?
Przecież to niemożliwe...
-Tak, jesteś Nefilim...-odparła na
pierwszą część mojego pytania, drugą jednak zignorowała. Abigail widocznie coś
ukrywała.
-Kim jest mój ojciec?- zapytałam na co
kobieta spięła wszystkie mięśnie, znów się zamyśliła.
-To nieistotne...dowiesz się w swoim
czasie...-odparła nie patrząc na mnie.
W swoim czasie? A co niby to miało oznaczać? Taki wielki sekret?
Znów się zdenerwowałam.
-Najlepiej jak już
pójdziesz...-zacisnęłam dłonie w pięści.
-Carmen...
-IDŹ!- wykrzyczałam, a z mojej dłoni
poleciała mała iskierka. Starałam się jak najmocniej kontrolować moją moc.
Abigail spojrzała się na moją dłoń, a
potem na mnie. W jej oczach widać było smutek i współczucie. Alec podszedł do
mnie i chwycił mnie za ramię.
-Wszystko dobrze?- zapytał.
Potaknęłam głową cały czas patrząc się na Abigail.
-Sama się odprowadzę.- kobieta odwróciła się
i pokierowała w stronę wyjścia.
****
Próbowałam skleić wszystko to co
powiedziała mi Abigail. Czy mogę jej ufać? Naprawdę jest moją matką? Teraz
naprawdę bym potrzebowała Harry'ego, ten stary-młody wampir zawsze wiedział co
powiedzieć. Zamiast tego siedzę poobijana w tej ruderze i wszystko zaczyna mnie
przytłaczać. Głośno wzdycham i postanawiam wyjść na zewnątrz niezauważona i
zaczerpnąć świeżego powietrza.
Kiedy wychodzę uderza we mnie chłodny
powiew. W tym momencie jest dla mnie przyjemny, ciepło z mojego ciała jeszcze
nie opadło. Spoglądam w prawo i zauważam drewnianą ławkę, na której postanawiam
usiąść. Siadam, drewno jest przeraźliwie zimne, ale ignoruję to.
Patrzę się w przestrzeń, nie myśląc o
niczym. Mam pustkę w głowie, jest tego tak wiele, że już sama nie wiem o czym
myśleć, dlatego wyłączam na chwilę swój mózg.
-Ciężki dzień co?- słyszę głos. Kieruję
wzrok do jego źródła. Jace. Wywracam oczami.
-Nie zaczynaj...- warczę.
-Czego?- pyta zdezorientowany.
-Dokuczania, naprawdę nie mam na to
teraz siły...- wzdycham.
-Wcale nie miałem zamiaru ci
dokuczać...-odpowiada. Spoglądam na niego z uniesioną brwią, a ten parska
śmiechem.
-No może trochę...- śmieje się dalej,
na co ja cicho chichoczę.
Znów głośno wzdycham.
-I jak, to naprawdę twoja matka?- zapytał.
-Chciałabym wierzyć, że nie. Ale
naprawdę mam coraz więcej wątpliwości i zastanawiam się, a co jeśli to naprawdę
ona?- zacinam się na chwilę. -Co jak ona zna odpowiedź na pytanie „Kim jest
Carmen Levan?”...- trę swoje ramiona, gdyż powoli robi mi się zimno.
-Ja wiem kim jest Carmen Levan...-Jace
spogląda na mnie i się uśmiecha.
-Jace, nie mam na to och...
Nie daje mi dokończyć, gdyż kładzie mi dłoń na policzku i kciukiem
przejeżdża po mojej dolnej wardze.
-Carmen Levan, jest piękną...-wraz z tym słowem zbliża się i
całuje moją szyję.- Nieustraszoną- składa kolejny pocałunek na mojej szyi.
-Odważną.- tym razem jego usta lądują na linii gdzie szyja styka się z
brodą.-Seksowną.- całuje mój policzek, a następnie spogląda mi w oczy. Jestem
zdezorientowana, a zarazem zadowolona, nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego
jak bardzo na to czekałam. Zadziwia mnie jego stanowczość, wie czego chce, nie
cacka się tylko przechodzi do czynów. Jace kontynuował. -Straszliwie upartą
wojowniczką.-chichocze i patrzy na moje usta, które nie zdając sobie sprawy
przygryzam. Teraz myślę tylko o jednym. „Zrób to w końcu”.
I wtedy moje usta wychodzą mu na spotkanie.
___________________________________
Dzisiaj tak krótko i troszkę nudno. Przepraszam za baaardzo długie
opóźnienie. Postaram się was już nie zostawiać na tak długo. Pozdrawiam.
Wspaniały rozdział szkoda, że krótki. Z niecierpliwością czekam na nastepny rozdział. ;* <3 ~••~
OdpowiedzUsuńWow! Wow! Wow! Cieszę się że wróciłaś!! A co to rozdziału to jest cudowny! <3 Uwielbiam twoje opowiadanie i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! A muszę przyznać, że jestem baaardzo, ale to baaaardzo niecierpliwa XD Więc weny życzę! i...CZEKAM!
OdpowiedzUsuńJustyna
Zaczęłam czytać. Jestem na drugim rozdziale. Bardzo bardzo mi się podoba. Skończę jutro. Teraz mam randkę z geografią ;)
OdpowiedzUsuńhttp://niech-milosc-zwyciezy.blogspot.com/
(też ff Darów Anioła. Zapraszam)
Clary idzie w odstawkę? Jace jak zawsze świetny. Niech zgadnę jej matka + Valentine = Carmen ? Czekam na ciąg dalszy, a najlepiej na spotkanie Valentina i Carmen - to się będzie działo :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie zajfajny blog + http://vampirepeopleninadobrev.blogspot.co.uk/
OdpowiedzUsuńNiesamowity rozdzial, teraz tylko czekac na nastepny :) juz nie moge sie doczekac dalszego przebiegu tej historii
OdpowiedzUsuńNo i przeczytałam :) Bardzo mi się Twoja historia podoba, fajnie, że wymyśliłaś swoją wersję. Mam nadzieję, że notki będziesz dodawać częściej i że będziesz mnie o tym informować :) Przepraszam, ale nie umiem pisać kilometrowych komentarzy, choć Twój blog na nie zasługuje :)
OdpowiedzUsuńhttp://niech-milosc-zwyciezy.blogspot.com/
Super!!! Dopiero jakiś czas temu obejrzałam DA-miasto kości znalazłam twój blog. Jest super- wiedziałam ze w końcu jace ją pocałuje!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńFaktycznie trochę nudnawy...
OdpowiedzUsuńCzyli Abigail + Valentine (+ krew Lilith) = pół demonica Carmen?
Faktycznie trochę nudnawy...
OdpowiedzUsuńCzyli Abigail + Valentine (+ krew Lilith) = pół demonica Carmen?