sc Born With Sight: 12. Two people in one body
Layout by Scar

31 lip 2014

12. Two people in one body

"Jeśli wybierasz się do kryjówki wampirów, lepiej najpierw się pomódl."

Stojąc tyłem do lustra wpatruję się w odbicie, które przedstawia bladą skórę na moich plecach kontrastującą z ciemnym, wypalonym znakiem Obscurens. Z zaintrygowaniem śledzę zawijasy, proste i półokrągłe linie oraz kropki, które tworzą znak. Całość przypomina labirynt, który wcale nie jest tak łatwy do przejścia. Głośno wzdycham i naciągam bluzkę na plecy.
Tak do końca to nie wiem co owy znak ma przedstawiać, na co ma wpływać, do czego ma służyć. Wszystko co wiem to, to że Obscurens pojawia się na ciałach potomków demona.
Intryguje mnie to jakim cudem Abigail, czyli moja "matka" mogła zakochać się w demonie i spłodzić z nim dziecko. Przecież to jest nie tyle co obrzydliwe, ale i zakazane. Nocny Łowca tym sposobem zdradza swoją rasę. Tacy ludzie powinni być skazani na wieczne potępienie. Na nic więcej nie zasługują.
Siadam na moim łóżku i chowam twarz w dłoniach. Myślę nad tym, aby złożyć kolejną wizytę Magnusowi, ale wydaje mi się, że Wielki Czarownik Brooklyn'u nie wzbogaci mojej wiedzy ani trochę. Zastanawiam się kto mógłby być obeznany w tym temacie, albo chociaż trochę pomóc mi z tym faktem. Wertuję w mojej głowie listę osób, które znam i wtedy przypominam sobie o moim najdroższym przyjacielu, który pomógł mi niezliczoną ilość razy. Podziemny, Harry Montoya.
Wampir, który nauczył mnie walczyć, nauczył mnie wszystkiego o świecie Nocnych Łowców, był źródłem najświeższych informacji i nowinek na temat wszystkiego i każdego. To jemu zawdzięczam praktycznie całe moje życie. Był dla mnie jak ojciec od czasu kiedy moi rodzice zginęli.
Chyba nadszedł czas, aby złożyć mu wizytę. Spoglądam na zegarek, dochodzi 22. Prycham. Już wiem gdzie muszę się udać. Jedynym miejscem w jakim może teraz przebywać Montoya jest Pandemonium.

***

Pędzę ulicami Nowego Jorku z zarzuconym kapturem na głowę. Jest chłodno, a z nieba pada lekki deszcz. Co jakiś czas obracam się za siebie, czy aby ktoś mnie nie śledzi. Na szczęście udało mi się wyjść z Instytutu niepostrzeżenie. Gdybym natknęła się na Jace'a na pewno nie puściłby mnie samej, ale ten jak na razie zajęty jest nadrabianiem zaległości z Clary.
Przyznaję, czuję się trochę zazdrosna, ale z drugiej strony nie widział jej kilka dni, a poza tym to ona podbiła jego serce pierwsza. A co jeśli ja dla niego byłam tylko zabawką? Kręcę głową i odpycham od siebie te myśli.
Skręcam w ciemną uliczkę, na której znajduje się klub, podchodzę do ochroniarza, który przepuszcza ludzi do środka. O dziwo nie ma kolejki i wchodzę od razu.
Po wejściu momentalnie uderza we mnie ciepło i głośna muzyka. Ogrom ludzi, podziemnych i innych stworzeń tańczy na parkiecie ocierając się o swoje ciała. Od razu kieruję wzrok w stronę baru i próbuję wypatrzyć Harry'ego. Nie widzę jednak dokładnie z takiej odległości, dlatego decyduję się podejść bliżej, co oznacza konieczność przeciśnięcia się przez tańczący tłum.
Schodzę ze schodków i przeciskam się między spoconymi ciałami. Co chwila jacyś faceci zaciągają mnie do tańca, ale ja ich odpycham i miażdżę wzrokiem.
Rozglądam się wokół siebie. To miejsce jest często oblegane przez demonów. Zaczynam sie trochę denerwować. Nie chcę teraz walczyć. Owszem mam ze sobą broń, ale nie mam ze sobą serafickiego miecza, a poza ty nie chcę robić przedstawienia na środku parkietu. Szybko ulatniam się z parkietu i nareszcie podchodzę do baru.
Wertuję wzrokiem osoby siedzące na wysokich krzesłach popijających drinki i wtedy dostrzegam równo ścięte, brązowe włosy oraz skórzaną kurtkę. Ah ten Montoya. Nic się nie zmienił. Ostatni raz widziałam go chyba z dwa miesiące temu.
Uśmiecham się i dosiadam się obok niego. Kieruję się do barmana.
- Sex on the beach, proszę.- zamawiam drinka i po chwili odwracam się w stronę Harry'ego. - Kopę lat, wampirze. - mówię, a ten podnosi głowę i spogląda na mnie. Rozszerza oczy w niedowierzaniu, a następnie szeroko się uśmiecha.
- Carmen?! - niemal krzyczy i mocno mnie przytula. Po chwili wyzwalam się z jego uścisku.
- We własnej osobie. - rozkładam ręce.
- Co się z tobą działo?! Tyle się nie widzieliśmy! - mówi, a ja przechodzę do streszczania ostatnich wydarzeń. Począwszy od spotkania Jace'a, przeniesienia się do Instytutu, porwania Clary i kończywszy na dowiedzeniu się prawdy o tym kim jestem. Pół demonicą, pół Nocną Łowczynią.
- I tu właśnie pada pytanie...Czy wiesz cokolwiek na temat potomków demonów i Nocnych Łowców? - rzucam pytanie, a ten głośno przełyka ślinę i drapie się po czole.
- Nie powinniśmy o tym rozmawiać w tym miejscu. Chodź, pójdziemy w jakieś ustronne miejsce. - Harry wstaje i kieruje się na tyły klubu. Idę za nim, aż w końcu docieramy do jakichś drzwi.
Jak się okazuje po przekroczeniu ich, znajdujemy się w magazynie. Siadamy na twardych pudłach. Opieram łokcie o kolana i patrzę na niego wyczekująco.
- Słyszałem co nieco o takich osobach jak ty...tylko proszę nie świruj po tym co ci powiem. - ostrzega, a ja potakuję głową. - Potomkowie demona i Nocnych Łowców to bardzo potężne i niebezpieczne istoty. Dziecko takich osób ma w sobie skumulowane dwie moce. Moce demona i nadprzyrodzone moce Łowcy. Jak wiesz, oba gatunki są bardzo silne, dlatego możesz zdawać sobie sprawę z tego, że jeżeli się połączą, tworzy się coś w nadmiarze potężnego, a zarazem śmiercionośnego...- zatrzymuje się, a ja przełykam głośno ślinę. To znaczy, że teraz zasieję spustoszenie na świecie?! Czekam, aż wampir kontynuuje. - Nie martw się, nie jesteś skazana na to, że teraz będziesz złą osobą, która będzie ścigana przez Nocnych Łowców. Absolutnie nie. Masz wybór. - Harry mówi jakby czytał w moich myślach. - Możesz stłumić swoją demoniczną stronę, tyle że ona nigdy na zawsze nie zniknie. Ona zawsze będzie gdzieś w tobie i będzie czekała na to, abyś ją uruchomiła.
- Jak mam to zrobić? - bez zastanowienia rzucam pytanie.
- Nie ma na to konkretnego sposobu. To tylko wymaga bardzo silnej woli i chęci. - odpowiada. - Zawsze zastanawiałem się skąd wzięły się u ciebie twoje moce. Teraz już zrozumiałem...- zatrzymuje się przełykając ślinę. - To połączone moce demona i Nefilim je stworzyły. Zabijanie od demona, uzdrawianie od Łowcy. Musisz się liczyć z tym, że jeżeli będziesz chciała stłumić wewnętrznego demona, twoje moce zabijania mogą wyparować. Oczywiście nie permanentnie, ale jak już zdecydujesz się skupić tylko na swojej dobrej stronie będziesz tylko Nocnym Łowcą z małym zalążkiem demona gdzieś głęboko w sobie.
Nie jestem pewna czy chciałabym stracić swoje moce. Są bardzo przydatne w walce. Używam broni demonów na ich samych. Niezła ironia losu.
Wtedy przypominam sobie mój sen. Kiedy stałam przed lustrem. Teraz chyba już rozumiem o co w nim chodziło. Odbiciem w lustrze była moja demoniczna strona, która poderżnęła mi gardło. Chyba chodziło o to, że jeżeli poddam się swojemu "demonizmowi" doprowadzę się do zguby, a ostatecznie do śmierci.
Jak na zawołanie do mojej głowy wpada wspomnienie ze starego magazynu, kiedy Clary wpadła w otchłań. Dostałam tak ogromnej furii, że prawie zrównałam budynek z ziemią, a moje oczy zmieniły kolor. Były czarne jak smoła. Zgaduję, że wtedy uruchomiłam swoją złą stronę.
Głośno wzdycham. Mam mętlik w głowie, bo niby co mam z tym wszystkim zrobić?
- A o co chodzi z tym znakiem na moich plecach? - pytam.
- To typowe dla pół demonów. Znak pomaga uwolnić ogromną moc, która co jak co, ale nie jest do końca pożyteczna...- Harry tłumaczy. Przysięgam, że od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa.
- Czy muszę się decydować, którą stronę wybrać? Nie mogę być pół taka i pół taka jak teraz jestem?
- Oczywiście, że możesz. Tyle, że jest jedna wada. Po utworzeniu się znaku jest to o wiele trudniejsze. Demoniczna strona zawsze będzie chciała przeważyć tą dobrą i na odwrót. Zachowanie równowagi będzie nie lada wyzwaniem.
Zawsze jest jakieś "ale". Nie może to być prostsze? Jeżeli chce być dobra, to będę dobra, jeżeli zła, to będę zła, a jeżeli pół na pół, to pół na pół.
Owszem, chcę być dobra, ale również nie chcę stracić swoich mocy. Nie obchodzi mnie czy one są demoniczne czy anielskie. Przywiązałam się do nich i tyle. Nie wiem czy poradziłabym sobie do tej pory bez nich. Pewnie dawno by mnie nie było na tym popapranym świecie.
Wtedy ktoś z impetem wpada do magazynu gwałtownie otwierając drzwi. Wystarczyło, żeby włosy tej osoby mignęły mi przed oczami, a ja już wiedziałam kto to był.
-Jace?! Co ty tu do jasnej cholery robisz? - pytam lekko wkurzona.
- To samo pytanie mogę zadać tobie. Wiesz ile tu się czai demonów?! - krzyczy.
- Świetnie sobie zdaję z tego sprawę. - głośno wzdycham i spoglądam na lekko zdezorientowanego Montoyę. - Jace, pamiętasz jak mówiłam ci o moim przyjacielu wampirze? Poznaj Harry'ego. - Jace patrzy na mnie z widocznym poirytowaniem i podchodzi bliżej.
- Miło poznać. - odzywa się Harry. Nie muszę mu mówić dokładnie kto to jest, gdyż Montoya świetnie zdaje sobie z tego sprawę.
- Cześć. - Jace odchrząkuje z obojętnością.
- Jak mnie znalazłeś? - pytam Złotowłosego.
- Śledziłem cię. Potem zgubiłem cię w Pandemonium to spytałem barmana czy gdzieś nie widział niskiej blondynki. Wskazał mi drzwi magazynu. - odpowiada nie ściągając wzroku z Harry'ego jakby był demonem, który zaraz ma mnie zaatakować.
Nie reaguję nawet na fakt, że Jace mnie śledził. Mogłam się tego spodziewać. W pewnym sensie ulżyło mi kiedy uświadomiłam sobie, że w razie czego Jace jest przy mnie. Teraz byłam spokojniejsza.
- Oj ja będę się zbierał. Byłem...umówiony. -mówi Harry spoglądając na zegarek na ręce. Ciekawe z kim się umówił. Może w końcu znalazł sobie jakąś wampirzycę? Harry podnosi się i podchodzi do mnie, aby mnie przytulić. Czuję na sobie wzrok Złotowłosego.
- Uważaj na siebie demonico. - zażartował co wywołało u mnie cichy chichot.
- Ty również. - odpowiadam i wtedy odciągamy się od siebie. Montoya, żegna się z Jace'm skinieniem głowy i wychodzi z magazynu.
- Mogłaś powiedzieć, że wychodzisz. Poszedłbym z tobą.- zaczyna Jace.
- Chciałam to załatwić sama, a poza tym nie chciałam przeszkadzać tobie i Clary w nadrabianiu zaległości. - podnoszę się z kartonu i wymijam Jace kierując się w stronę drzwi. Nie docieram do nich, gdyż Jace łapie mnie za nadgarstek i przyciąga do siebie.
-Hej, co jest grane?- pyta próbując odczytać jakąkolwiek emocje z mojej twarzy.
- Nic.
- Nie kłam.
- Mówię, że nic.
- Carmen...
- Oh no dobra....po prostu wiem, że teraz kiedy Clary jest cała i zdrowa w Instytucie ja pójdę na bok. Nie musimy już udawać, że coś nas łączy... - mówię i odwracam się w bok nie patrząc na niego.
- Na Razjela. Skąd ci to przyszło do głowy?
- Wiem, że jeszcze coś do niej czujesz Jace. W sposób jaki ją przytuliłeś kiedy ja z Izzy wyciągnęłyśmy ją z chatki... nie dało się tego nie zauważyć.
- Tak Carmen! Przytuliłem ją bo cieszyłem się, że jest cała i zdrowa! Od czasu kiedy dowiedziałem się, że jest moją siostrą musiałem zwalczyć to uczucie i ty mi w tym pomogłaś! Kocham Clary jak siostrę i zaczynam myśleć, że...
- Nie mów, że mnie kochasz. To bardzo silne słowa. Nie cofniesz ich już. - kładę mu palec na ustach, aby go uciszyć.
Jace zabiera mój palec ze swoich ust i ściska go w swojej dłoni.
- Nie będę mówił, że cię kocham. Jest na to za wcześnie, ale na pewno żywię do ciebie jakieś uczucia...- mówi, a ja widzę, że przyszło mu to z trudem. Jace nie jest przyzwyczajony do takich zwierzeń.
- Kochać to niszczyć, a być kochanym to zostać zniszczonym.- wypowiadam słowa jak mantrę.
- Skąd...
Nie pozwalam mu skończyć, gdyż mocno całuję go w usta.

***

Podczas drogi powrotnej do Instytutu opowiadam Jace'owi wszystko co powiedział Harry na temat mojej przypadłości. Złotowłosy trzyma mnie za rękę. Wiem, że to jest błahy gest, ale wywołuje na moim ciele przyjemne ciarki.
- Ja na twoim miejscu jak najszybciej stłumiłbym demoniczną stronę. Ta moc wyrządza ci szkody....- mówi.
- Nie tak łatwo się na to zdecydować. Bez tej mocy bym sobie nie poradziła, jest bardzo przydatna...
- Owszem, poradziłabyś sobie. Jesteś świetną wojowniczką bez swoich mocy. Mogłabyś być najlepszą Nocną Łowczynią w Nowym Jorku...no może nie najlepszą, bo ten tytuł należy do mnie...- mówi i się śmieje.
Chichoczę. Ah ta skromność Jace'a.
- Wiem na ile mnie stać. Wiem, że mogłabym być dobrą Łowczynią, ale pzywiązałam się do tych mocy. Nie chcę się ich pozbywać...
- Harry mówił, że zachowanie równowagi będzie trudne...- mówi Jace.
- Wiem, ale podejmę się tego. Jeżeli będzie ciężko, wtedy zdecyduję się stłumić demoniczną stronę...
- Jak uważasz...- mówi i ciepło się do mnie uśmiecha.
Skręcamy w uliczkę, w której śmierdzi padliną. Padający deszcz jeszcze pogarsza smród. Chwilę się krztuszę, ale po chwili nos przyzwyczaja się do tego zapachu i jest do zniesienia. Przechodząc obok metalowego kontenera na śmieci słyszymy głośny dźwięk wydostający się właśnie z niego. Coś jakby próbowało się uwolnić. Jace marszczy brwi i podchodzi do śmietnika, łapie klapę kontenera i powoli ją unosi. Przez chwilę nic się nie dzieje, a potem w ułamku sekundy uwalnia się z nich chmara czarnych kruków, które siadają nam na ramionach i dziobią w twarz. Próbuję się od nich odgonić, ale udaje mi się to na kilka minut, gdyż one powracają i kontynuują dziobanie. Nie wiem jak radzi sobie Jace, zasłaniają mi go skrzydła ptaków. Krzyczę ze złości i odskakuję pod mur.
Czuję jak moc się we mnie zbiera. Zadziwia mnie jak szybko domaga się wyjścia poza moje ciało. Kieruję dłonie w górę i czuję jak gorący snop światła uwalnia się z moich rąk. Przesuwam dłońmi na każdego ptaka, który unosi się na niebie. Jace schował się za kontenerem tak, że ptaki mają utrudniony dostęp do jego twarzy. Kieruję więc moc na chmarę ptaków, która dobijała się do Jace’a.
Po kilku minutach opuszczam dłonie i spoglądam na ziemię. Leży na niej z tysiąc czarnych ptaków, z których unosi się szary dym. Jace podchodzi bliżej i bierze jednego na ręce.
-To demoniczne ptaki, mają czerwone oczy. -oznajmia.
Podnoszę głowę i widzę jak cztery ogromne kształty zbliżają się do nas. Szybko podnoszę się i staję koło Jace’a.
- Łap. - Jace mówi i rzuca mi miecz. Przyglądam się mu i stwierdzam, że to ten sam seraficki miecz, który mi podarował.
- Skąd masz mój miecz?- pytam.
- Nie czas na pytania, walcz! - mówi i rzuca się w stronę demona.
Biegnę za nim w kierunku drugiego demona i głośno krzyczę nadając imię mojemu mieczowi.
- Camael! - wypowiadam to samo imię co ostatnio. Nie wiem czemu ale czuję, że idealnie nadaje się dla mojej serafickiej broni.
Tnę demona w brzuch, ale ten tylko delikatnie się chwieje i ponownie rzuca się w moją stronę. Łokciem walę go prosto w coś co przypomina nos i kopię stopą w tułów. Nie rozpoznaję rasy tego demona. Kształtem przypominają wielkie, zmutowane jaszczury.
Podczas jego oszołomienia decyduję się na szybki ruch i pcham mieczem w jego “epicentrum”. Po chwili demon zamienia się w popiół i znika. Kiedy się obracam widzę, że Jace poradził sobie z dwoma demonami na raz, po kolei wbijając dwa miecze w każdego z nich. Zdumiewają mnie jego umiejętności. Kiedy stwory znikają kieruje się w moją stronę z poważną miną.
- Jak dobrze pamiętam było ich czterech. Gdzie ostatni? - Jace zadaje pytanie wyraźnie zdezorientowany.
Dokładnie w tym momencie ogromny kształt wyskakuje zza starej budki telefonicznej i staje za Jace’m. To co się dzieje w tym momencie dzieję się zbyt szybko.
Demon zamachuje się swoją drewnianą dzidą zakończoną metalowym ostrzem i przebija brzuch Jace’a na wylot.
- JACE!!- krzyczę i ogarnia mnie panika. Podbiegam do Jace’a i łapię go za ramiona kiedy ten bezwładnie upada na ziemię. -Jace, nie…proszę. - mówię i czuję jak do moich oczu napływają łzy. Chłopak sie krztusi krwią i wyraźnie chce coś powiedzieć.
- Za...za t..tobą.- mówi a ja z impetem się odwracam. Widzę jak demon, który zranił Jace’a zamierza zranić również i mnie. Ogarnia mnie przeogromna złość, jeszcze większa niż tam w magazynie. Cała ziemia zaczyna się trząść. Widzę jak demon zdezorientowany rozgląda się dookoła zastanawiając się co się dzieje. W sekundzie kieruję dłonie na demona i głośno krzycząc wypuszczam moc z siebie. Demon nie ma szans. Snop światła doszczętnie go spala, a z ziemi unosi się dym z popiołu, który za sobą zostawił. Patrzę na stare, poniszczone lustro, które leży oparte o kontener. Z takiej odległości dostrzegam, że moje oczy znów się zmieniły. Ponownie zagościła w nich czerń. Biorę tzy głębokie wdechy i próbuję się uspokoić.
Ocieram łzy i podnoszę Jace’a, aby oparł głowę na moich kolanach. Jeszcze nie umarł. To dobrze.
- Jace, zostań ze mną. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - mówię i skupiam myśli tylko na jednej emocji. Mojego uczucia do niego. Skupiam myśli na tym jak bardzo chcę, żeby był tu teraz przy mnie cały i zdrowy. Żeby nie umierał.
Kładę dłonie na ranie w brzuchu Jace'a i powoli uwalniam swoją moc uzdrawiania. Spod moich dłoni unosi się delikatne, białe światło. Modlę się w duchu, aby to zadziałało, że nie jest jeszcze za późno. Czuję jak kręci mi się w głowie. Powoli opadam z sił, ale nie zwracam na to uwagi. Muszę uratować Jace'a. Wysilam się bardziej. Światełko, które jarzyło się delikatnie teraz, aż oślepia swoim blaskiem. Czuję, że zwiększyłam moc. Widzę, że rana Jace'a zasklepiła się, ale to nie oznacza, że przeżyje, dalej może mieć uszkodzone narządy wewnętrzne.
Zawroty głowy nasilają się. Czuję jak ogarnia mnie ciemność. W jednej sekundzie moje ciało staje się bezwładne i ostatnie co pamiętam to mój upadek na zimną, mokrą ziemię w najciemniejszym zaułku Nowego Jorku.

7 komentarzy:

  1. O mój Boże! Zabiłaś mnie tym rozdziałem! Tyle pytań... Czy Jace przeżyje? Czy Carmen przeżyje? Co będzie dalej? Z każdym rozdziałem jestem w coraz większym szoku, jeśli chodzi o całokształt fabuły. Te tajemnice, dziwne sytuacje i coraz to nowe problemy... Dla mnie świetnie. Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam jeszcze dodać, że jakbyś miała ochotę wpaść to u mnie jest Rozdział 2 :) http://the-infernal-devices-ff.blogspot.com/2014/08/rozdzia-2.html

      Usuń
  2. Świetny rozdział! I jeszcze takie zakończenie! :D Teraz NAPRAWDĘ nie mogę doczekać się kolejnej części!
    Od jakiegoś czasu wchodziłam na tego bloga i sprawdzałam czy są nowe rozdziały, ale na marne :D A tu dzisiaj wchodzę i jest a nawet 3 :)
    Tak się cieszę, że miałam co poczytać <3
    No to życzę weny i czeeekam na nexta! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam Cię do Liebstar Adward - http://blackbloodvampireluke6.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Suuper opowiadanie! <3
    Dlaczego musisz kończyć w takich monętach??? No dlaczego?!
    Boski rozdział! Kiedy next??

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne!! Kiedy następny??

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow! Co za rozdział! ^o^ Teraz już nic nie wiem! Czy Carmen będzie żyć? I co się stanie z Jacem? Dodaj jak najszybciej kolejny, bo nie mogę się doczekać! ;)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo zależy mi na Twojej opinii!