"Jeśli wybierasz się do kryjówki wampirów, lepiej najpierw się pomódl."
Stojąc tyłem do lustra wpatruję się w
odbicie, które przedstawia bladą skórę na moich plecach kontrastującą z
ciemnym, wypalonym znakiem Obscurens. Z zaintrygowaniem śledzę zawijasy, proste
i półokrągłe linie oraz kropki, które tworzą znak. Całość przypomina labirynt,
który wcale nie jest tak łatwy do przejścia. Głośno wzdycham i naciągam bluzkę
na plecy.
Tak do końca to nie wiem co owy znak ma
przedstawiać, na co ma wpływać, do czego ma służyć. Wszystko co wiem to, to że
Obscurens pojawia się na ciałach potomków demona.
Intryguje mnie to jakim cudem Abigail,
czyli moja "matka" mogła zakochać się w demonie i spłodzić z nim
dziecko. Przecież to jest nie tyle co obrzydliwe, ale i zakazane. Nocny Łowca
tym sposobem zdradza swoją rasę. Tacy ludzie powinni być skazani na wieczne
potępienie. Na nic więcej nie zasługują.
Siadam na moim łóżku i chowam twarz w
dłoniach. Myślę nad tym, aby złożyć kolejną wizytę Magnusowi, ale wydaje mi
się, że Wielki Czarownik Brooklyn'u nie wzbogaci mojej wiedzy ani trochę.
Zastanawiam się kto mógłby być obeznany w tym temacie, albo chociaż trochę
pomóc mi z tym faktem. Wertuję w mojej głowie listę osób, które znam i wtedy
przypominam sobie o moim najdroższym przyjacielu, który pomógł mi niezliczoną
ilość razy. Podziemny, Harry Montoya.
Wampir, który nauczył mnie walczyć,
nauczył mnie wszystkiego o świecie Nocnych Łowców, był źródłem najświeższych
informacji i nowinek na temat wszystkiego i każdego. To jemu zawdzięczam
praktycznie całe moje życie. Był dla mnie jak ojciec od czasu kiedy moi rodzice
zginęli.
Chyba nadszedł czas, aby złożyć mu
wizytę. Spoglądam na zegarek, dochodzi 22. Prycham. Już wiem gdzie muszę się
udać. Jedynym miejscem w jakim może teraz przebywać Montoya jest Pandemonium.
***
Pędzę ulicami Nowego Jorku z zarzuconym
kapturem na głowę. Jest chłodno, a z nieba pada lekki deszcz. Co jakiś czas
obracam się za siebie, czy aby ktoś mnie nie śledzi. Na szczęście udało mi się
wyjść z Instytutu niepostrzeżenie. Gdybym natknęła się na Jace'a na pewno nie
puściłby mnie samej, ale ten jak na razie zajęty jest nadrabianiem zaległości z
Clary.
Przyznaję, czuję się trochę zazdrosna,
ale z drugiej strony nie widział jej kilka dni, a poza tym to ona podbiła jego
serce pierwsza. A co jeśli ja dla niego byłam tylko zabawką? Kręcę głową i
odpycham od siebie te myśli.
Skręcam w ciemną uliczkę, na której
znajduje się klub, podchodzę do ochroniarza, który przepuszcza ludzi do środka.
O dziwo nie ma kolejki i wchodzę od razu.
Po wejściu momentalnie uderza we mnie
ciepło i głośna muzyka. Ogrom ludzi, podziemnych i innych stworzeń tańczy na
parkiecie ocierając się o swoje ciała. Od razu kieruję wzrok w stronę baru i
próbuję wypatrzyć Harry'ego. Nie widzę jednak dokładnie z takiej odległości,
dlatego decyduję się podejść bliżej, co oznacza konieczność przeciśnięcia się
przez tańczący tłum.
Schodzę ze schodków i przeciskam się
między spoconymi ciałami. Co chwila jacyś faceci zaciągają mnie do tańca, ale
ja ich odpycham i miażdżę wzrokiem.
Rozglądam się wokół siebie. To miejsce
jest często oblegane przez demonów. Zaczynam sie trochę denerwować. Nie chcę
teraz walczyć. Owszem mam ze sobą broń, ale nie mam ze sobą serafickiego
miecza, a poza ty nie chcę robić przedstawienia na środku parkietu. Szybko
ulatniam się z parkietu i nareszcie podchodzę do baru.
Wertuję wzrokiem osoby siedzące na
wysokich krzesłach popijających drinki i wtedy dostrzegam równo ścięte, brązowe
włosy oraz skórzaną kurtkę. Ah ten Montoya. Nic się nie zmienił. Ostatni raz
widziałam go chyba z dwa miesiące temu.
Uśmiecham się i dosiadam się obok
niego. Kieruję się do barmana.
- Sex on the beach, proszę.- zamawiam
drinka i po chwili odwracam się w stronę Harry'ego. - Kopę lat, wampirze. -
mówię, a ten podnosi głowę i spogląda na mnie. Rozszerza oczy w niedowierzaniu,
a następnie szeroko się uśmiecha.
- Carmen?! - niemal krzyczy i mocno
mnie przytula. Po chwili wyzwalam się z jego uścisku.
- We własnej osobie. - rozkładam ręce.
- Co się z tobą działo?! Tyle się nie
widzieliśmy! - mówi, a ja przechodzę do streszczania ostatnich wydarzeń.
Począwszy od spotkania Jace'a, przeniesienia się do Instytutu, porwania Clary i
kończywszy na dowiedzeniu się prawdy o tym kim jestem. Pół demonicą, pół Nocną
Łowczynią.
- I tu właśnie pada pytanie...Czy wiesz
cokolwiek na temat potomków demonów i Nocnych Łowców? - rzucam pytanie, a ten
głośno przełyka ślinę i drapie się po czole.
- Nie powinniśmy o tym rozmawiać w tym
miejscu. Chodź, pójdziemy w jakieś ustronne miejsce. - Harry wstaje i kieruje
się na tyły klubu. Idę za nim, aż w końcu docieramy do jakichś drzwi.
Jak się okazuje po przekroczeniu ich,
znajdujemy się w magazynie. Siadamy na twardych pudłach. Opieram łokcie o
kolana i patrzę na niego wyczekująco.
- Słyszałem co nieco o takich osobach
jak ty...tylko proszę nie świruj po tym co ci powiem. - ostrzega, a ja potakuję
głową. - Potomkowie demona i Nocnych Łowców to bardzo potężne i niebezpieczne
istoty. Dziecko takich osób ma w sobie skumulowane dwie moce. Moce demona i
nadprzyrodzone moce Łowcy. Jak wiesz, oba gatunki są bardzo silne, dlatego
możesz zdawać sobie sprawę z tego, że jeżeli się połączą, tworzy się coś w
nadmiarze potężnego, a zarazem śmiercionośnego...- zatrzymuje się, a ja
przełykam głośno ślinę. To znaczy, że teraz zasieję spustoszenie na świecie?!
Czekam, aż wampir kontynuuje. - Nie martw się, nie jesteś skazana na to, że
teraz będziesz złą osobą, która będzie ścigana przez Nocnych Łowców. Absolutnie
nie. Masz wybór. - Harry mówi jakby czytał w moich myślach. - Możesz stłumić
swoją demoniczną stronę, tyle że ona nigdy na zawsze nie zniknie. Ona zawsze
będzie gdzieś w tobie i będzie czekała na to, abyś ją uruchomiła.
- Jak mam to zrobić? - bez
zastanowienia rzucam pytanie.
- Nie ma na to konkretnego sposobu. To
tylko wymaga bardzo silnej woli i chęci. - odpowiada. - Zawsze zastanawiałem
się skąd wzięły się u ciebie twoje moce. Teraz już zrozumiałem...- zatrzymuje
się przełykając ślinę. - To połączone moce demona i Nefilim je stworzyły.
Zabijanie od demona, uzdrawianie od Łowcy. Musisz się liczyć z tym, że jeżeli
będziesz chciała stłumić wewnętrznego demona, twoje moce zabijania mogą
wyparować. Oczywiście nie permanentnie, ale jak już zdecydujesz się skupić
tylko na swojej dobrej stronie będziesz tylko Nocnym Łowcą z małym zalążkiem
demona gdzieś głęboko w sobie.
Nie jestem pewna czy chciałabym stracić
swoje moce. Są bardzo przydatne w walce. Używam broni demonów na ich samych.
Niezła ironia losu.
Wtedy przypominam sobie mój sen. Kiedy
stałam przed lustrem. Teraz chyba już rozumiem o co w nim chodziło. Odbiciem w
lustrze była moja demoniczna strona, która poderżnęła mi gardło. Chyba chodziło
o to, że jeżeli poddam się swojemu "demonizmowi" doprowadzę się do
zguby, a ostatecznie do śmierci.
Jak na zawołanie do mojej głowy wpada
wspomnienie ze starego magazynu, kiedy Clary wpadła w otchłań. Dostałam tak
ogromnej furii, że prawie zrównałam budynek z ziemią, a moje oczy zmieniły
kolor. Były czarne jak smoła. Zgaduję, że wtedy uruchomiłam swoją złą stronę.
Głośno wzdycham. Mam mętlik w głowie,
bo niby co mam z tym wszystkim zrobić?
- A o co chodzi z tym znakiem na moich
plecach? - pytam.
- To typowe dla pół demonów. Znak
pomaga uwolnić ogromną moc, która co jak co, ale nie jest do końca
pożyteczna...- Harry tłumaczy. Przysięgam, że od tego wszystkiego rozbolała
mnie głowa.
- Czy muszę się decydować, którą stronę
wybrać? Nie mogę być pół taka i pół taka jak teraz jestem?
- Oczywiście, że możesz. Tyle, że jest
jedna wada. Po utworzeniu się znaku jest to o wiele trudniejsze. Demoniczna
strona zawsze będzie chciała przeważyć tą dobrą i na odwrót. Zachowanie
równowagi będzie nie lada wyzwaniem.
Zawsze jest jakieś "ale". Nie
może to być prostsze? Jeżeli chce być dobra, to będę dobra, jeżeli zła, to będę
zła, a jeżeli pół na pół, to pół na pół.
Owszem, chcę być dobra, ale również nie
chcę stracić swoich mocy. Nie obchodzi mnie czy one są demoniczne czy
anielskie. Przywiązałam się do nich i tyle. Nie wiem czy poradziłabym sobie do
tej pory bez nich. Pewnie dawno by mnie nie było na tym popapranym świecie.
Wtedy ktoś z impetem wpada do magazynu
gwałtownie otwierając drzwi. Wystarczyło, żeby włosy tej osoby mignęły mi przed
oczami, a ja już wiedziałam kto to był.
-Jace?! Co ty tu do jasnej cholery robisz?
- pytam lekko wkurzona.
- To samo pytanie mogę zadać tobie.
Wiesz ile tu się czai demonów?! - krzyczy.
- Świetnie sobie zdaję z tego sprawę. -
głośno wzdycham i spoglądam na lekko zdezorientowanego Montoyę. - Jace,
pamiętasz jak mówiłam ci o moim przyjacielu wampirze? Poznaj Harry'ego. - Jace
patrzy na mnie z widocznym poirytowaniem i podchodzi bliżej.
- Miło poznać. - odzywa się Harry. Nie
muszę mu mówić dokładnie kto to jest, gdyż Montoya świetnie zdaje sobie z tego
sprawę.
- Cześć. - Jace odchrząkuje z
obojętnością.
- Jak mnie znalazłeś? - pytam
Złotowłosego.
- Śledziłem cię. Potem zgubiłem cię w
Pandemonium to spytałem barmana czy gdzieś nie widział niskiej blondynki.
Wskazał mi drzwi magazynu. - odpowiada nie ściągając wzroku z Harry'ego jakby
był demonem, który zaraz ma mnie zaatakować.
Nie reaguję nawet na fakt, że Jace mnie
śledził. Mogłam się tego spodziewać. W pewnym sensie ulżyło mi kiedy
uświadomiłam sobie, że w razie czego Jace jest przy mnie. Teraz byłam
spokojniejsza.
- Oj ja będę się zbierał.
Byłem...umówiony. -mówi Harry spoglądając na zegarek na ręce. Ciekawe z kim się
umówił. Może w końcu znalazł sobie jakąś wampirzycę? Harry podnosi się i
podchodzi do mnie, aby mnie przytulić. Czuję na sobie wzrok Złotowłosego.
- Uważaj na siebie demonico. -
zażartował co wywołało u mnie cichy chichot.
- Ty również. - odpowiadam i wtedy
odciągamy się od siebie. Montoya, żegna się z Jace'm skinieniem głowy i
wychodzi z magazynu.
- Mogłaś powiedzieć, że wychodzisz.
Poszedłbym z tobą.- zaczyna Jace.
- Chciałam to załatwić sama, a poza tym
nie chciałam przeszkadzać tobie i Clary w nadrabianiu zaległości. - podnoszę
się z kartonu i wymijam Jace kierując się w stronę drzwi. Nie docieram do nich,
gdyż Jace łapie mnie za nadgarstek i przyciąga do siebie.
-Hej, co jest grane?- pyta próbując
odczytać jakąkolwiek emocje z mojej twarzy.
- Nic.
- Nie kłam.
- Mówię, że nic.
- Carmen...
- Oh no dobra....po prostu wiem, że
teraz kiedy Clary jest cała i zdrowa w Instytucie ja pójdę na bok. Nie musimy
już udawać, że coś nas łączy... - mówię i odwracam się w bok nie patrząc na
niego.
- Na Razjela. Skąd ci to przyszło do
głowy?
- Wiem, że jeszcze coś do niej czujesz
Jace. W sposób jaki ją przytuliłeś kiedy ja z Izzy wyciągnęłyśmy ją z chatki...
nie dało się tego nie zauważyć.
- Tak Carmen! Przytuliłem ją bo
cieszyłem się, że jest cała i zdrowa! Od czasu kiedy dowiedziałem się, że jest
moją siostrą musiałem zwalczyć to uczucie i ty mi w tym pomogłaś! Kocham Clary
jak siostrę i zaczynam myśleć, że...
- Nie mów, że mnie kochasz. To bardzo
silne słowa. Nie cofniesz ich już. - kładę mu palec na ustach, aby go uciszyć.
Jace zabiera mój palec ze swoich ust i
ściska go w swojej dłoni.
- Nie będę mówił, że cię kocham. Jest
na to za wcześnie, ale na pewno żywię do ciebie jakieś uczucia...- mówi, a ja
widzę, że przyszło mu to z trudem. Jace nie jest przyzwyczajony do takich
zwierzeń.
- Kochać to niszczyć, a być kochanym to
zostać zniszczonym.- wypowiadam słowa jak mantrę.
- Skąd...
Nie pozwalam mu skończyć, gdyż mocno
całuję go w usta.
***
Podczas drogi powrotnej do Instytutu
opowiadam Jace'owi wszystko co powiedział Harry na temat mojej przypadłości.
Złotowłosy trzyma mnie za rękę. Wiem, że to jest błahy gest, ale wywołuje na
moim ciele przyjemne ciarki.
- Ja na twoim miejscu jak najszybciej
stłumiłbym demoniczną stronę. Ta moc wyrządza ci szkody....- mówi.
- Nie tak łatwo się na to zdecydować.
Bez tej mocy bym sobie nie poradziła, jest bardzo przydatna...
- Owszem, poradziłabyś sobie. Jesteś
świetną wojowniczką bez swoich mocy. Mogłabyś być najlepszą Nocną Łowczynią w
Nowym Jorku...no może nie najlepszą, bo ten tytuł należy do mnie...- mówi i się
śmieje.
Chichoczę. Ah ta skromność Jace'a.
- Wiem na ile mnie stać. Wiem, że
mogłabym być dobrą Łowczynią, ale pzywiązałam się do tych mocy. Nie chcę się
ich pozbywać...
- Harry mówił, że zachowanie równowagi
będzie trudne...- mówi Jace.
- Wiem, ale podejmę się tego. Jeżeli
będzie ciężko, wtedy zdecyduję się stłumić demoniczną stronę...
- Jak uważasz...- mówi i ciepło się do
mnie uśmiecha.
Skręcamy w uliczkę, w której śmierdzi
padliną. Padający deszcz jeszcze pogarsza smród. Chwilę się krztuszę, ale po
chwili nos przyzwyczaja się do tego zapachu i jest do zniesienia. Przechodząc
obok metalowego kontenera na śmieci słyszymy głośny dźwięk wydostający się
właśnie z niego. Coś jakby próbowało się uwolnić. Jace marszczy brwi i
podchodzi do śmietnika, łapie klapę kontenera i powoli ją unosi. Przez chwilę
nic się nie dzieje, a potem w ułamku sekundy uwalnia się z nich chmara czarnych
kruków, które siadają nam na ramionach i dziobią w twarz. Próbuję się od nich
odgonić, ale udaje mi się to na kilka minut, gdyż one powracają i kontynuują
dziobanie. Nie wiem jak radzi sobie Jace, zasłaniają mi go skrzydła ptaków.
Krzyczę ze złości i odskakuję pod mur.
Czuję jak moc się we mnie zbiera.
Zadziwia mnie jak szybko domaga się wyjścia poza moje ciało. Kieruję dłonie w
górę i czuję jak gorący snop światła uwalnia się z moich rąk. Przesuwam dłońmi
na każdego ptaka, który unosi się na niebie. Jace schował się za kontenerem
tak, że ptaki mają utrudniony dostęp do jego twarzy. Kieruję więc moc na chmarę
ptaków, która dobijała się do Jace’a.
Po kilku minutach opuszczam dłonie i
spoglądam na ziemię. Leży na niej z tysiąc czarnych ptaków, z których unosi się
szary dym. Jace podchodzi bliżej i bierze jednego na ręce.
-To demoniczne ptaki, mają czerwone
oczy. -oznajmia.
Podnoszę głowę i widzę jak cztery
ogromne kształty zbliżają się do nas. Szybko podnoszę się i staję koło Jace’a.
- Łap. - Jace mówi i rzuca mi miecz.
Przyglądam się mu i stwierdzam, że to ten sam seraficki miecz, który mi
podarował.
- Skąd masz mój miecz?- pytam.
- Nie czas na pytania, walcz! - mówi i
rzuca się w stronę demona.
Biegnę za nim w kierunku drugiego
demona i głośno krzyczę nadając imię mojemu mieczowi.
- Camael! - wypowiadam to samo imię co
ostatnio. Nie wiem czemu ale czuję, że idealnie nadaje się dla mojej
serafickiej broni.
Tnę demona w brzuch, ale ten tylko
delikatnie się chwieje i ponownie rzuca się w moją stronę. Łokciem walę go
prosto w coś co przypomina nos i kopię stopą w tułów. Nie rozpoznaję rasy tego
demona. Kształtem przypominają wielkie, zmutowane jaszczury.
Podczas jego oszołomienia decyduję się
na szybki ruch i pcham mieczem w jego “epicentrum”. Po chwili demon zamienia
się w popiół i znika. Kiedy się obracam widzę, że Jace poradził sobie z dwoma
demonami na raz, po kolei wbijając dwa miecze w każdego z nich. Zdumiewają mnie
jego umiejętności. Kiedy stwory znikają kieruje się w moją stronę z poważną
miną.
- Jak dobrze pamiętam było ich
czterech. Gdzie ostatni? - Jace zadaje pytanie wyraźnie zdezorientowany.
Dokładnie w tym momencie ogromny kształt
wyskakuje zza starej budki telefonicznej i staje za Jace’m. To co się dzieje w
tym momencie dzieję się zbyt szybko.
Demon zamachuje się swoją drewnianą
dzidą zakończoną metalowym ostrzem i przebija brzuch Jace’a na wylot.
- JACE!!- krzyczę i ogarnia mnie
panika. Podbiegam do Jace’a i łapię go za ramiona kiedy ten bezwładnie upada na
ziemię. -Jace, nie…proszę. - mówię i czuję jak do moich oczu napływają łzy.
Chłopak sie krztusi krwią i wyraźnie chce coś powiedzieć.
- Za...za t..tobą.- mówi a ja z impetem
się odwracam. Widzę jak demon, który zranił Jace’a zamierza zranić również i
mnie. Ogarnia mnie przeogromna złość, jeszcze większa niż tam w magazynie. Cała
ziemia zaczyna się trząść. Widzę jak demon zdezorientowany rozgląda się dookoła
zastanawiając się co się dzieje. W sekundzie kieruję dłonie na demona i głośno
krzycząc wypuszczam moc z siebie. Demon nie ma szans. Snop światła doszczętnie
go spala, a z ziemi unosi się dym z popiołu, który za sobą zostawił. Patrzę na
stare, poniszczone lustro, które leży oparte o kontener. Z takiej odległości
dostrzegam, że moje oczy znów się zmieniły. Ponownie zagościła w nich czerń.
Biorę tzy głębokie wdechy i próbuję się uspokoić.
Ocieram łzy i podnoszę Jace’a, aby
oparł głowę na moich kolanach. Jeszcze nie umarł. To dobrze.
- Jace, zostań ze mną. Wszystko będzie
dobrze, zobaczysz. - mówię i skupiam myśli tylko na jednej emocji. Mojego
uczucia do niego. Skupiam myśli na tym jak bardzo chcę, żeby był tu teraz przy
mnie cały i zdrowy. Żeby nie umierał.
Kładę dłonie na ranie w brzuchu Jace'a
i powoli uwalniam swoją moc uzdrawiania. Spod moich dłoni unosi się delikatne,
białe światło. Modlę się w duchu, aby to zadziałało, że nie jest jeszcze za
późno. Czuję jak kręci mi się w głowie. Powoli opadam z sił, ale nie zwracam na
to uwagi. Muszę uratować Jace'a. Wysilam się bardziej. Światełko, które jarzyło
się delikatnie teraz, aż oślepia swoim blaskiem. Czuję, że zwiększyłam moc.
Widzę, że rana Jace'a zasklepiła się, ale to nie oznacza, że przeżyje, dalej
może mieć uszkodzone narządy wewnętrzne.
Zawroty głowy nasilają się. Czuję jak ogarnia mnie ciemność. W
jednej sekundzie moje ciało staje się bezwładne i ostatnie co pamiętam to mój
upadek na zimną, mokrą ziemię w najciemniejszym zaułku Nowego Jorku.
O mój Boże! Zabiłaś mnie tym rozdziałem! Tyle pytań... Czy Jace przeżyje? Czy Carmen przeżyje? Co będzie dalej? Z każdym rozdziałem jestem w coraz większym szoku, jeśli chodzi o całokształt fabuły. Te tajemnice, dziwne sytuacje i coraz to nowe problemy... Dla mnie świetnie. Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńChciałam jeszcze dodać, że jakbyś miała ochotę wpaść to u mnie jest Rozdział 2 :) http://the-infernal-devices-ff.blogspot.com/2014/08/rozdzia-2.html
UsuńŚwietny rozdział! I jeszcze takie zakończenie! :D Teraz NAPRAWDĘ nie mogę doczekać się kolejnej części!
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu wchodziłam na tego bloga i sprawdzałam czy są nowe rozdziały, ale na marne :D A tu dzisiaj wchodzę i jest a nawet 3 :)
Tak się cieszę, że miałam co poczytać <3
No to życzę weny i czeeekam na nexta! :)
Nominowałam Cię do Liebstar Adward - http://blackbloodvampireluke6.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSuuper opowiadanie! <3
OdpowiedzUsuńDlaczego musisz kończyć w takich monętach??? No dlaczego?!
Boski rozdział! Kiedy next??
Świetne!! Kiedy następny??
OdpowiedzUsuńWow! Co za rozdział! ^o^ Teraz już nic nie wiem! Czy Carmen będzie żyć? I co się stanie z Jacem? Dodaj jak najszybciej kolejny, bo nie mogę się doczekać! ;)
OdpowiedzUsuń