sc Born With Sight: 13. We've been saved
Layout by Scar

8 paź 2014

13. We've been saved

"Musiałam spróbować. Lub umrzeć próbując."


       - Jace! Proszę, nie zostawiaj mnie! - zanoszę się ciężkim płaczem trzymając głowę chłopaka na moich kolanach. Podnoszę dłoń, która niemożliwie się trzęsie ze strachu i delikatnie przykładam na bok szyi, aby sprawdzić puls. Nic nie czuję. Przyciskam palce mocniej mając nadzieję, że poczuję bicie serca. Nic. Nie odczuwam żadnego, nawet najmniejszego pulsu. Ogarnia mnie panika. Okropna panika.
       Jace nie żyje.
       Nie ma go.
       Przepadł i nigdy już go nie odzyskam…

       Gwałtownie podnoszę się do pozycji siedzącej na miękkim łóżku. Odczuwam ulgę zdając sobie sprawę z tego, że to był tylko sen. Nie wiem gdzie jestem. Zaczynam się rozglądać po pokoju, aby stwierdzić w jakim miejscu się znajduję, kiedy dostrzegam, że na kanapie obok pod kocem leży Złotowłosy. Zrywam się z łóżka jak opętana i pędzę do niego.
Łapie go za dłoń, która jest przyjemnie ciepła. Widzę jak jego klatka piersiowa unosi się do góry z każdym wdechem i opada przy wydechu. Czuję jak kamień spada mi z serca. Z ulgą kładę głowę na jego torsie i zamykam oczy.
       Jace żyje. Nie umarł. Jest ze mną. Udało mi się go uratować. Na moje usta wstępuje mały uśmiech szczęścia, kiedy słyszę za sobą jakieś chrząknięcie. Gwałtownie się odwracam i zauważam, że za mną stoi Wielki Czarownik Brooklyn'u. Teraz już wiem, dlaczego wystrój tego pokoju wydawał się znajomy. Jesteśmy u Magnusa.
       - Magnus? Jak nas znalazłeś? - od razu zadaję pytanie, które jako pierwsze przyszło mi do głowy.
       - Widziałem was w Pandemonium. Wyszedłem jakąś godzinę po was i ku mojemu zdziwieniu natknąłem się na was obojga leżących na zimnej, mokrej ziemi w ciemnym zaułku. Zabrałem was do siebie. - odpowiedział z nienaturalnym spokojem.
       - Dzięki. - chrząkam i ponownie odwracam się w stronę Jace'a gładząc jego knykcie.
       - Co wam się przytrafiło? Jesteście nieźle poobijani. - pyta Czarownik.
       - Wracaliśmy z Pandemonium i napadły na nas demony. Jace...- zacinam się i przełykam głośno ślinę. Przypominam sobie jak demon przebił brzuch chłopaka na wylot. Odkrywam Jace'a i podnoszę jego koszulkę, aby sprawdzić jak wygląda rana. Po przebiciu dzidą nie ma prawie ani śladu, tylko mała blizna w nieco jaśniejszym odcieniu niż kolor jego skóry. Znów wypuszczam z siebie powietrze z ulgą. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że przerwałam w połowie zdania, a Magnus stoi teraz obok mnie patrząc na mnie wyczekująco.
       - Jace został ranny. Demon przebił jego brzuch dzidą na wylot. Uratowałam go. Uleczyłam go swoimi mocami. Nie miałam pojęcia, że jestem aż tak silna. - kończę i spoglądam na swoje dłonie, zastanawiając się skąd ta moc bierze się w moim ciele.
       - Zgaduję, że twój znak już jest gotowy. To dlatego udało ci się uratować Wayland'a. Twoje moce są spotęgowane. Jestem pewien, że zanim posiadałaś znak nie byłabyś w stanie uleczyć nawet małej mrówki z poważną raną...- mówi, a ja czuję w jego tonie nutkę kpiny, lecz decyduję się ją zignorować.
       - Tak. Znak już jest gotowy... - potwierdzam patrząc w ziemię z nieobecnym wzrokiem.
       - Przyniosę ci coś do zjedzenia. Przyda ci się jakiś ciepły posiłek. - mówi Magnus po czym znika za koralikową kurtyną, która wisi w drzwiach.
Zadziwia mnie jego uprzejmość. Wzruszam ramionami i siadam na kanapie obok leżącego Jace'a, zanurzając dłoń w jego złocistych włosach głaszczę go po głowie.
       Nie wyobrażam sobie co by było gdyby nie udało mi się uleczyć Jace'a. Chyba bym popadła w depresję, wszyscy by popadli. Szczególnie Clary. Nie wyobrażam sobie rozpaczy wszystkich dookoła. Stracilibyśmy najlepszego Nocnego Łowcę. Uśmiecham się, kiedy przypominam sobie, jak Jace oświadczył mi, że sam świetnie sobie zdaję sprawę z tego, że jest najlepszy.
       Brakowałoby mi jego nadopiekuńczości, a nawet tego kiedy mi dokucza i kiedy ja udaję obrażoną, a on wtedy obejmuje mnie i całuje mówiąc, że przeprasza. To niemożliwe jak w tak krótkim czasie zdążyłam się do niego przywiązać, a nawet poczuć do niego coś więcej niż przyjaźń.
       - Czemu przestałaś mnie głaskać? - chrapliwy i wycieńczony głos chłopaka wyrywa mnie z własnych myśli. Na jego twarzy widzę mały uśmiech.
       - Jace! Jak się czujesz? Boli cię coś? Chciałbyś coś zjeść? Wygodnie ci? automatycznie zarzucam go stertą pytań nie zdając sobie sprawy jak idiotycznie musiałam zabrzmieć.
       - Ło, powoli. - mówi, a po chwili głośno kaszle. - Gdzie jesteśmy? - pyta Jace rozglądając się dookoła z zaintrygowaniem.
       - U Magnus'a, znalazł nas w zaułku kiedy my... kiedy my...- znów się zacięłam. Po prostu nie potrafiłam mówić o wydarzeniach z poprzedniego dnia.
       - Kiedy zaatakowały nas demony? Wszystko pamiętam. - wtedy widzę jak Jace rozszerza oczy w przerażeniu i szybko podnosi swoją koszulkę. Wiem czego szuka. Rany po przebiciu dzidą. Kiedy zauważa, że jej tam nie ma, a znajduje tylko małą bliznę, marszczy brwi i zerka na mnie pytająco.
       - Ja...uleczyłam cię. - mówię i patrzę w jego oczy, w których zauważam błysk.
       - Jak to? Po co to zrobiłaś? - pyta i dosłownie zbija mnie tym z tropu. Jak to czemu? Chyba nie myśli, że bym tam go zostawiła i uciekła.
       - Nie mogłam pozwolić na to, żebyś odszedł...skupiłam się i użyłam całych swoich sił, aby cię uleczyć. Chyba poskutkowało. - mówię i delikatnie uśmiecham się do Jace'a. Ten zachowuje poważną minę i trochę mnie tym myli, ale po chwili Jace łapie mnie za ramiona i przyciąga do siebie w taki sposób, że kładę głowę w zagłębieniu jego szyi. To uczucie przynosi kolejną ulgę w tym dniu. Czuję jak Jace delikatnie masuje moje plecy po czym wyszeptuje mi do ucha.
       - Jesteś niesamowita Carmen. - mówi i całuje mnie w policzek.
       Odsuwam się od niego i trzymając go za rękę patrzymy sobie w oczy. Po chwili jednak do pokoju wpada Magnus z tacą jedzenia przez co przerywamy wpatrywanie się w siebie nawzajem. Kładzie tacę na stole obok sofy i widzę dwie miski z jakąś zupą oraz wysokie szklanki z wodą.
       - Słyszałem, że się obudziłeś. Jak się czujesz Jace? - pyta Magnus.
       - Dobrze. Dzięki. - chłopak odpowiada i wysila się na mały uśmiech. Jace próbuje podnieść się do pozycji siedzącej, aby zjeść posiłek, ale ledwo co potrafi podnieść głowę. Zerkam na niego ze współczuciem.
       - Na razie odpoczywaj. Nie wysilaj się. Pozwól, że cię nakarmię. - mówię i słyszę ciche parsknięcie wydobywające się z ust Jace'a, ale nie protestuje.
       Biorę do ręki miskę z zupą, która ma kolor zielony. Dokładnie nie wiem co to za potrawa, ale kiedy wdycham unoszącą się z niej parę czuję brokuły.
Nabieram trochę zupy na łyżkę i ostrożnie, aby nie wylać wkładam do ust Jace'a.
       - Dobre? - pyta Magnus, a kiedy Złotowłosy przełyka delikatnie potakuje głową. - To świetnie. Zostawię was samych, będę w pokoju obok.
       - Hej Magnus? - woła Jace, a Czarownik się zatrzymuje.
       - Tak?
       - Dzięki za twoją pomoc.
       - Nie ma sprawy. - mówi uśmiechając się, a po chwili zostawia mnie i Jace'a samych.
       Zastanawiam się skąd ta dobroć u Magnusa. Z tego co wiem Czarownik nie robi niczego za darmo. To już druga jego przysługa w ciągu dwóch tygodni, a my jeszcze mu się nie odpłaciliśmy...
****
       Kilka minut po tym jak nakarmiłam Jace'a zupą z brokuł ten zasnął. Postanowiłam zjeść swoją porcję, a następnie zadzwonić do Clary i dać znać wszystkim, że jesteśmy cali i zdrowi. Pewnie wszyscy w Instytucie panikują zastanawiając się gdzie się podziewamy.
        Wyszłam na zewnątrz, aby wykonać połączenie i przy okazji zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Usiadłam na schodkach wejściowych do kamienicy, w której znajdował się loft Magnusa i wybrałam numer do Fray.
Odebrała dosłownie po dwóch impulsach.
       - Carmen?! Jak dobrze, że dzwonisz? Co z wami? Gdzie się podziewacie? Wszystko w porządku? - Clary wyraźnie zaniepokojona zasypała mnie pytaniami.
       - Możesz przekazać wszystkim, że nic nam nie jest. Wczoraj natknęliśmy się na pewne komplikacje...trochę się poobijaliśmy, szczególnie Jace, ale nie martw się, już wszystko okej. Jesteśmy u Magnusa, pomógł nam wrócić do siebie. Powinniśmy niedługo wrócić do Instytutu.
       - Co się stało? Chcesz, żebym do was przyjechała?
       - Opowiemy wszystko jak wrócimy. Nie ma potrzeby, żebyś przyjeżdżała. Damy sobie radę. - odpowiadam. W tej chwili nie mam ochoty patrzeć jak Clary siedzi przy Złotowłosym opiekując się nim. Tak, tak wiem. Jestem zazdrosna.
       - No dobrze. Mam nadzieję, że z wami wszystko w porządku. Powiem Maryse, że załatwiacie coś u Magnusa. Nie chcę jej martwić. I tak ma teraz dużo na głowie. - mówi Fray, a ja się z nią zgadzam.
       - Okej. Muszę kończyć. Zadzwonię jeszcze później, dam ci znać co i jak.
       - W porządku. Uważajcie na siebie.
Po tych słowach rozłączam się i wracam do loftu Magnusa. Wchodzę do pokoju gdzie śpi Jace. Spoglądam na niego upewniając się, że wszystko w porządku i decyduję się zażyć trochę snu.
Kładę się na łóżku, na którym leżałam wcześniej. Sen przychodzi bardzo szybko. Zgaduję, że to z przemęczenia. Wczorajsze uzdrowienie Jace'a nieźle mnie wykończyło. Nie mija nawet dziesięć minut, a znajduję się w krainie snów.

****

       Ku mojemu zdziwieniu po przebudzeniu zauważam, że na zewnątrz jest już ciemno. W pokoju panuje przerażająca ciemność. Jedynie twarz Jace’a jest oświetlona przez przebijające się przez firanki światło latarni. Podnoszę się z łóżka i odrzucam zagrzaną przeze mnie kołdrę na bok.
       Stawiam stopy na zimnej posadzce i kieruję się w stronę wyjścia z pokoju. Kiedy przechodzę przez próg znajduję się w stylowej kuchni. Rozglądam się po niej z zaciekawieniem kiedy nagle zaskakuje mnie czyjś głos.
       - Podoba ci się moja kuchnia? – głos Magnusa przeszywa mnie niczym strzała. Jego ton jest lekko oziębły, ale nie zwracam na to większej uwagi, bo wiem, że to nie był by Magnus gdyby nie odezwał się w ten sposób.
       - Tak, jest całkiem ładna. Lecz, ja zrezygnowałabym z kwiatowych zasłon, kompletnie tu nie pasują. – mówię wskazując palcem na okropne, zielone zasłony w kwiaty. Cicho przy tym chichoczę. Kiedy widzę, że na ustach Magnusa pojawia się delikatny uśmiech, lekko się rozluźniam.
       - Uważam, że są…urocze. A poza tym musiałem tu umieścić coś co nadawałoby temu pomieszczeniu charakter… - oznajmia Czarownik rozkładając dłonie.
       - Więc postanowiłeś powiesić tutaj urocze, zielone zasłony w kwiatki? – prycham śmiechem.
       - Ty tego nie zrozumiesz. – Magnus zaskakuje mnie swoją odpowiedzią. Unoszę brwi do góry, ale decyduję się już więcej nie kontynuować tematu uroczych zasłonek w kuchni Magnusa.
       - Dlaczego nam pomagasz? – wypalam z pytaniem. Widzę zaskoczenie na twarzy mężczyzny.
       Magnus chwilę wpatruje się w okno widocznie zastanawiając się nad odpowiedzią. Głośno wzdycha i wyciąga z kieszeni zapalniczkę i jednego papierosa. Szybkim ruchem go zapala i odpowiada.
       - Powiedzmy, że mam w tym jakiś interes. – mówi po czym zaciąga się dymem papierosa.
       Marszczę brwi. Jakim sposobem Magnus może mieć jakiś interes w ratowaniu mnie i Jace’a? To wszystko wydaje się takie dziwne. Głośno wzdycham, wiem, że nie wyciągnę już nic z Czarownika.
       - W takim razie dziękujemy Ci za pomoc. Myślę, że już czas byśmy wrócili do Instytutu. – oznajmiam i odwracam się w kierunku pokoju, w którym śpi Jace, aby go obudzić.
       - Zamówię wam taksówkę. – Magnus gasi papierosa i podnosząc się z krzesła znika za drzwiami prowadzącymi do salonu.

****

       Delikatnym ruchem otwieram drzwi Instytutu i podtrzymując Jace’a w pasie wchodzimy do środka. Pierwsze co widzę to ten okropny kot Church, który spogląda na mnie z pogardą, podnosi się i biegnie w głąb korytarza. Pewnie leci już oznajmić, że wróciliśmy. Głupi kot.
       Staram się jak najszybciej dotrzeć do pokoju Jace’a, aby mógł położyć się w łóżku i dalej odpoczywać. Otwieram drzwi jego pokoju i pomagam Jace’owi się położyć. Jego rana chociaż zabliźniona jeszcze mu doskwiera.
       Słyszę jak wciąga powietrze przez zęby. Wiem, że cierpi.
       - Jeśli chcesz mogę uśmierzyć ból. – oferuję się. Moimi mocami mogę mu chociaż trochę ulżyć. Jace od razu marszczy brwi. Dobrze wie o co mi chodzi.
       - Carmen nie będziesz znów używać mocy. Sama powinnaś odpoczywać. – oznajmia kładąc głowę na poduszce. Kładę dłoń w miejscu gdzie demon przeszył go na wylot i delikatnym ruchem masuję miejsce. Jace na początku się krzywi, ale potem słyszę jak z ulgą spuszcza z siebie powietrze.
       - Dobrze. W takim razie idę do siebie. – nachylam się i całuję jego czoło. Kiedy podnoszę się z jego łóżka i kieruję w stronę drzwi ten woła mnie.
       - Carmen?
       - Tak?
       - Zostań tu…proszę.

7 komentarzy:

  1. Awww urocze zakończenie! Co dalej z Carmen? Jak będzie sobie radzić z pełną mocą? Już nie mogę się doczekać!
    PS: Miło, że wróciłaś do nas :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział! Zresztą jak zawsze! <3 czekam na nexta! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Łoł! Łoł! Łoł! I jest kolejny! Jestem happy! Zawsze czekam i czekam, a tu w końcu jest.
    Przeczytałam go już dawno(chyba nawet jedna z pierwszych), ale komentarz miałam dodać później, a później jeszcze później i tak dalej. W końcu piszę go dzisiaj ;) Mam na dzieję, że mi to wybaczysz :)
    Co do rozdziału:
    Carmen i Jace razem! Kocham te ich wspólne sceny! <3 To takie romantyczne, kiedy nawzajem się ratują i o siebie troszczą. A ten końcowy tekst: "Zostań tu... proszę"? Uwielbiam go! Mam nadzieję, że będą oni w końcu taką parą, że parą <3 :D
    Masz prawdziw talent Annapneo! Piszesz wspaniale! Nie tylko na tym blogu, ale też i na innych!
    Nie mogę się doczekać dalszych losów Carmen i Jace'a.
    Weny życzę
    I CZEKAM! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. :wietny czekam z niecierpliwością na next :D. /crazymofo2027

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham! Kocham! Kocham!
    Dodawaj jak najszybciej daalej! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. awww słodkie, kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  7. czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń

Bardzo zależy mi na Twojej opinii!