Czuję
jakbym zanurkowała w lodowatym oceanie. Woda smaga po całym moim ciele nie
zostawiając na mnie suchej nitki. Jest to przerażające, a zarazem przyjemne.
Płyn orzeźwia mnie, co sprawia, że czuję każdą kończynę swego ciała. Od czubków
palców u stóp, aż po cebulki włosów na mojej głowie.
Nic
nie widzę. Pomimo tego, że wcześniej portal jarzył się niebieskawym światłem, w
środku jest ciemno. Nie widzę Jace’a, nie widzę także dokąd zmierzam. Co nie
oznacza, że nie wiem gdzie ten portal mnie zaprowadzi. Za chwilę znajdę się w
Szklanym Mieście.
***
Otwieram
oczy, aby ujrzeć rażące światło słońca, które oświetla mocno zielony trawnik,
na którym leżę. Podnoszę się do pozycji siedzącej i rozglądam się wokół siebie.
Miejsce,
w którym teraz się znajduję otoczone jest wysokimi drzewami, jednak nad nimi
potrafię dostrzec szczyty górskie, które jak wszyscy wiedzą otaczają cały
Idris. Podpierając się dłońmi o ziemię udaje mi się wstać. Valentine miał
rację. Przejście przez portal nie jest bolesne, ani nie wyrządza szkody.
Przyznam, że trochę się tego obawiałam.
Kiedy
obracam się za siebie widzę ogromne jezioro. Wciągam głęboko powietrze
zachwycając się krajobrazem. Odbicie słońca mieni się na powierzchni jeziora
niemal zachęcając człowieka, aby ten wykąpał się w jego przeźroczystej wodzie.
Wtedy sobie przypominam. To jezioro Lyn, a wokół mnie rozpościera się las
Brocelind.
-
Pięknie, czyż nie? - męski głos wyrywa mnie z zadumy. Gwałtownie odwracam się
za siebie i widzę Jace’a z lekko poszarpanymi włosami, który ciepło się do mnie
uśmiecha.
Rzucam
się w jego stronę, aby po chwili przytulić się do niego. Zamykam się w jego
mocnych ramionach nie chcąc tego przerywać
-
Tak się cieszę, że nam się udało. - wykrztuszam z siebie i głośno wzdycham.
-
Dopóki jesteś przy mnie, nic Ci się nie stanie. - Jace całuje mnie w czubek
głowy.
-
Co teraz? Gdzie się udamy? - podnoszę głowę z jego klatki piersiowej i
spoglądam w jego oczy.
-
Tak myślę, żeby udać się do Alicante, powinniśmy powiadomić Clave o
wydarzeniach, w których przed chwilą braliśmy udział.
-
Boję się.
-
Czego? - pyta Jace marszcząc brwi.
-
Mogą nie pochwalać tego kim jestem, zamkną mnie w celi i nigdy nie wypuszczą
uznając, że jestem zagrożeniem dla Świata Cieni. Dla świata Przyziemnych też…
-
Na razie nie muszą tego wiedzieć, a nie masz przecież tego wypisanego na czole,
że jesteś potomkiem Nocnego Łowcy i demona.
-
Wiesz, że mogę nie wejść do Alicante...demoniczne wieże uniemożliwiają wejście
demonom do Szklanego Miasta...
-
Carmen! Nie jesteś demonem! A teraz przestań się zamartwiać i chodź. - Jace
pociągnął mnie za rękę i poprowadził na północ w stronę stolicy Idrisu.
***
-
Jace…- wołam chłopaka, który idzie jakiś metr przede mną. - Możemy się na
chwilę zatrzymać? - mówię błagalnym tonem. Złotowłosy odwraca się marszcząc
brwi.
-
Coś się stało? Źle się czujesz? - pyta zmartwiony szybko podchodząc do mnie i
łapiąc mnie za ramię.
-
Nie… po prostu się zmęczyłam. Strasznie pędzisz. - oznajmiam, a ten tylko
prycha cichym śmiechem.
-
Chodź, usiądziemy tam w cieniu. - Jace wskazuje konar drzewa, który osadzony
jest w miejscu gdzie gorące, idrisowe słońce nie dociera.
Siadamy
na zimnym drewnie i oboje wzdychamy.
Jace
kładzie swoją dłoń na moim kolanie i lekko je ściska uśmiechając się do mnie.
Biorę jego dłoń w swoją i zachwycam się runą, którą otrzymuje każdy Nocny
Łowca. Palcem śledzę każdą jej linię.
-
Chciałabym mieć taki znak na swojej dłoni, to by oznaczało, że na pewno jestem
Nocnym Łowcą… - mówię głośno wzdychając.
-
To tylko głupi znaczek, wcale nie jest ci potrzebny. I bez niego jesteś
stu-procentową Nocną Łowczynią. - odpowiada.
-
W tym sęk, że nie… Jace. Nie jestem. Tylko moja matka jest Nefilim, a ojciec…
ojciec, którego nawet nie znam, jest demonem. To rodzaj, z którym zmagacie się
od lat!
-
Carmen! Jak będziesz o tym cały czas mówić i sobie przypominać to nigdy nie
stłumisz swojej ciemnej mocy. Daj jej zatopić się głęboko w twoim ciele… nie
pozwól jej wyjść na zewnątrz.
-
Nie wiem czy potrafię… - zaczynam wątpić w swoją silną wolę. - Nawet nie
wyobrażasz sobie jakie to trudne.
-
Kochanie, owszem nie wiem jak się czujesz, ale mogę się domyślać. Pamiętaj, że
zawsze będę obok ciebie i postaram się tobie pomóc. - Jace kładąc dłoń na moim
policzku pocałował mnie w czubek głowy.
W
tym momencie zdałam sobie sprawę jak Złotowłosy się do mnie zwrócił.
“Kochanie”, na sam dźwięk tego słowa poczułam motylki w brzuchu.
***
Droga
do Alicante nie trwała długo. Kiedy minęliśmy polanę Brocelind moim oczom
ukazały się zapierające dech w piersiach wieże, które chronią cały Idris przed
nieproszonymi gośćmi.
Jace
ścisnął moją dłoń, co miało pomóc mi opanować przerażenie. Nie pomogło. Byłam
tak wystraszona tym, że ktoś zaraz rozpozna we mnie demona i będzie chciał jak
najszybciej zgładzić.
Próbowałam
zakopać demoniczną stronę głęboko w duszy, ale czym bardziej próbowałam, tym
gorzej było mi to wykonać. Za dużo myślałam o moim drugim obliczu, ono z tego
korzystało cały czas tkwiąc na krawędzi wydostania się z mojego ciała. Dobrze,
jednak że udawało mi się utrzymać moc w środku, inaczej na pewno zwróciłabym na
siebie uwagę mieszkańców Idrisu.
Kiedy
wstąpiliśmy na uliczki miasta, instynktownie skuliłam głowę i patrzałam na
swoje ciężkie buty.
-
Idź pewnie. Na pewno zwrócisz na siebie uwagę patrząc cały czas w ziemię.
Posłuchałam
rady Złotowłosego i niepewnie podniosłam głowę. Rozejrzałam się dookoła i
otwarłam usta z zachwytu. Po uliczkach Szklanego Miasta kręcili się Nocni
Łowcy, którzy pomimo tego iż wyglądają groźnie, śmieją się do siebie,
serdecznie się ze sobą witają, a dzieci bawią się ze sobą. To miejsce jest tak
niezwykle piękne, że boję się zamrugać, aby nie zniknęło mi sprzed oczu.
W
pewnym momencie widzę jak wysoka, ciemnowłosa kobieta podchodzi do mnie powoli
przyglądając mi się z zaciekawieniem.
-
Abigail? - wypowiada imię mojej matki z pytającym tonem. Odwracam sie do
Jace’a, który robi skonsternowaną minę.
-
Chyba mnie pani z kimś pomyliła. Przepraszam. - odpowiadam i czym prędzej się
od niej oddalam pociągając Jace’a za dłoń.
-
Ona chyba rozpoznała we mnie moją matkę. - mówię panikując. - Skoro ktoś
rozpoznał we mnie inną osobę, ile czasu zajmie Nocnym Łowcom rozpoznanie we
mnie cząstki demona?
-
Carmen nie panikuj. A teraz chodź, musimy z kimś porozmawiać.
***
-
Cieszę się, że nam wszystko opowiedzieliście. Zrobimy co w naszej mocy, aby wam
pomóc oraz powstrzymać Valentine’a. - mężczyzna o szerokich ramionach, ubrany w
skórzaną kamizelkę, oraz posiadający blaknące już runy na przedramieniach
wysłuchał całej naszej historii. - Spróbujemy także sprowadzić tutaj Maryse
oraz Roberta. Wiem, że nie do końca są tu mile widziani, a przyjeżdżają tu w
sprawach służbowych, ale jednak musimy zgarnąć każdego Nocnego Łowcę, który
może pomóc. - mężczyzna spogląda na Złotowłosego. - Dziękuję Jace za
ostrzeżenie. Nie mieliśmy pojęcia o planach Valentine’a. Pozwolimy wam zostać w
jednym z wolnych domków na obrzeżach Alicante. - tym razem mężczyzna spogląda
na mnie patrząc przenikliwie w moje oczy. Już zaczynam myśleć, że domyśla się,
kto siedzi głęboko w mojej duszy, kiedy mężczyzna przemawia. - Wszystko będzie
dobrze, nie martw się Carmen. Nie pozwolimy cię skrzywdzić. - wysilam się na
ciepły uśmiech. - Albert was zaprowadzi. - dodaje, a potem gwałtownie wstaje i
opuszcza pokój.
-
Chodźcie za mną, kochani. - mężczyzna w podeszłym wieku, który cały czas
przysłuchiwał się naszej rozmowie, odzywa się do nas kierując się w stronę
drzwi wyjściowych.
***
Siedzę
na miękkiej kanapie w przytulnie urządzonym saloniku, w malutkim domku, do
którego zaprowadził nas Albert.
-
Nigdy nie porozmawialiśmy o tym co się stało wczoraj...użyliśmy telepatii czy
mnie się tylko wydawało? - zaskakuję Jace’a pytaniem.
-
Naprawdę rozmawialiśmy ze sobą myślami Carmen...wiem, że to dziwne, ale wiem że
to się stało. Chyba odkryłaś swoją kolejną zdolność…
-
Nawet jeśli, jakim cudem ty odezwałeś się do mnie? Skoro to moja zdolność, ty
nie mógłbyś mi odpowiadać…
-
Wygląda na to, że mamy między sobą jakiegoś rodzaju więź…- Jace odpowiada
patrząc głęboko w moje oczy. Wpatrujemy się tak w siebie długo, czuję jak moje
serce przyspiesza, ale nie jest to bicie serca, które zawsze odczuwam przy
uwalnianiu mocy. Teraz jest inaczej. Przyjemnie jest czuć te gwałtowne
uderzenia w mojej klatce piersiowej.
Śmieszne
jest to w jak szybkim czasie nasza relacja mogła się zmienić z nie najlepszej,
do… do takiej… Jace pomógł mi w wielu sytuacjach, sprawił, że czuję się
chciana, zadbał o mnie. Żywiłam do niego ogromne uczucie, które zaczęło się
przekształcać w miłość… i zrozumiałam to właśnie w tym momencie, wpatrując się
w jego piękne oczy, z których tak wiele można było wyczytać.
-
Jace ja… myślę, że… - nie kończę zdania gdyż nagle w mojej głowie słyszę głos.
“ Kocham Cię, Carmen.”
ooo, jak się słodko zrobiło *..*
OdpowiedzUsuńtak się cieszę, że między Carmen a Jace'm jest tak dobrze.
czekam na nexta i pozdrawiam, redhead.
P. S. zapraszam do siebie i życzę dużo weny :-)
Jarmen!
OdpowiedzUsuńJestem za!
Usuń