sc Born With Sight: 18. Homeland
Layout by Scar

25 sty 2015

18. Homeland


"Regret is such a pointless emotion"

      Czuję jakbym zanurkowała w lodowatym oceanie. Woda smaga po całym moim ciele nie zostawiając na mnie suchej nitki. Jest to przerażające, a zarazem przyjemne. Płyn orzeźwia mnie, co sprawia, że czuję każdą kończynę swego ciała. Od czubków palców u stóp, aż po cebulki włosów na mojej głowie.
Nic nie widzę. Pomimo tego, że wcześniej portal jarzył się niebieskawym światłem, w środku jest ciemno. Nie widzę Jace’a, nie widzę także dokąd zmierzam. Co nie oznacza, że nie wiem gdzie ten portal mnie zaprowadzi. Za chwilę znajdę się w Szklanym Mieście.

***

Otwieram oczy, aby ujrzeć rażące światło słońca, które oświetla mocno zielony trawnik, na którym leżę. Podnoszę się do pozycji siedzącej i rozglądam się wokół siebie.
Miejsce, w którym teraz się znajduję otoczone jest wysokimi drzewami, jednak nad nimi potrafię dostrzec szczyty górskie, które jak wszyscy wiedzą otaczają cały Idris. Podpierając się dłońmi o ziemię udaje mi się wstać. Valentine miał rację. Przejście przez portal nie jest bolesne, ani nie wyrządza szkody. Przyznam, że trochę się tego obawiałam.
Kiedy obracam się za siebie widzę ogromne jezioro. Wciągam głęboko powietrze zachwycając się krajobrazem. Odbicie słońca mieni się na powierzchni jeziora niemal zachęcając człowieka, aby ten wykąpał się w jego przeźroczystej wodzie. Wtedy sobie przypominam. To jezioro Lyn, a wokół mnie rozpościera się las Brocelind.
- Pięknie, czyż nie? - męski głos wyrywa mnie z zadumy. Gwałtownie odwracam się za siebie i widzę Jace’a z lekko poszarpanymi włosami, który ciepło się do mnie uśmiecha.
Rzucam się w jego stronę, aby po chwili przytulić się do niego. Zamykam się w jego mocnych ramionach nie chcąc tego przerywać
- Tak się cieszę, że nam się udało. - wykrztuszam z siebie i głośno wzdycham.
- Dopóki jesteś przy mnie, nic Ci się nie stanie. - Jace całuje mnie w czubek głowy.
- Co teraz? Gdzie się udamy? - podnoszę głowę z jego klatki piersiowej i spoglądam w jego oczy.
- Tak myślę, żeby udać się do Alicante, powinniśmy powiadomić Clave o wydarzeniach, w których przed chwilą braliśmy udział.
- Boję się.
- Czego? - pyta Jace marszcząc brwi.
- Mogą nie pochwalać tego kim jestem, zamkną mnie w celi i nigdy nie wypuszczą uznając, że jestem zagrożeniem dla Świata Cieni. Dla świata Przyziemnych też…
- Na razie nie muszą tego wiedzieć, a nie masz przecież tego wypisanego na czole, że jesteś potomkiem Nocnego Łowcy i demona.
- Wiesz, że mogę nie wejść do Alicante...demoniczne wieże uniemożliwiają wejście demonom do Szklanego Miasta...
- Carmen! Nie jesteś demonem! A teraz przestań się zamartwiać i chodź. - Jace pociągnął mnie za rękę i poprowadził na północ w stronę stolicy Idrisu.

***

- Jace…- wołam chłopaka, który idzie jakiś metr przede mną. - Możemy się na chwilę zatrzymać? - mówię błagalnym tonem. Złotowłosy odwraca się marszcząc brwi.
- Coś się stało? Źle się czujesz? - pyta zmartwiony szybko podchodząc do mnie i łapiąc mnie za ramię.
- Nie… po prostu się zmęczyłam. Strasznie pędzisz. - oznajmiam, a ten tylko prycha cichym śmiechem.
- Chodź, usiądziemy tam w cieniu. - Jace wskazuje konar drzewa, który osadzony jest w miejscu gdzie gorące, idrisowe słońce nie dociera.
Siadamy na zimnym drewnie i oboje wzdychamy.
Jace kładzie swoją dłoń na moim kolanie i lekko je ściska uśmiechając się do mnie. Biorę jego dłoń w swoją i zachwycam się runą, którą otrzymuje każdy Nocny Łowca. Palcem śledzę każdą jej linię.
- Chciałabym mieć taki znak na swojej dłoni, to by oznaczało, że na pewno jestem Nocnym Łowcą… - mówię głośno wzdychając.
- To tylko głupi znaczek, wcale nie jest ci potrzebny. I bez niego jesteś stu-procentową Nocną Łowczynią. - odpowiada.
- W tym sęk, że nie… Jace. Nie jestem. Tylko moja matka jest Nefilim, a ojciec… ojciec, którego nawet nie znam, jest demonem. To rodzaj, z którym zmagacie się od lat!
- Carmen! Jak będziesz o tym cały czas mówić i sobie przypominać to nigdy nie stłumisz swojej ciemnej mocy. Daj jej zatopić się głęboko w twoim ciele… nie pozwól jej wyjść na zewnątrz.
- Nie wiem czy potrafię… - zaczynam wątpić w swoją silną wolę. - Nawet nie wyobrażasz sobie jakie to trudne.
- Kochanie, owszem nie wiem jak się czujesz, ale mogę się domyślać. Pamiętaj, że zawsze będę obok ciebie i postaram się tobie pomóc. - Jace kładąc dłoń na moim policzku pocałował mnie w czubek głowy.
W tym momencie zdałam sobie sprawę jak Złotowłosy się do mnie zwrócił. “Kochanie”, na sam dźwięk tego słowa poczułam motylki w brzuchu.

***

Droga do Alicante nie trwała długo. Kiedy minęliśmy polanę Brocelind moim oczom ukazały się zapierające dech w piersiach wieże, które chronią cały Idris przed nieproszonymi gośćmi.
Jace ścisnął moją dłoń, co miało pomóc mi opanować przerażenie. Nie pomogło. Byłam tak wystraszona tym, że ktoś zaraz rozpozna we mnie demona i będzie chciał jak najszybciej zgładzić.
Próbowałam zakopać demoniczną stronę głęboko w duszy, ale czym bardziej próbowałam, tym gorzej było mi to wykonać. Za dużo myślałam o moim drugim obliczu, ono z tego korzystało cały czas tkwiąc na krawędzi wydostania się z mojego ciała. Dobrze, jednak że udawało mi się utrzymać moc w środku, inaczej na pewno zwróciłabym na siebie uwagę mieszkańców Idrisu.
Kiedy wstąpiliśmy na uliczki miasta, instynktownie skuliłam głowę i patrzałam na swoje ciężkie buty.
- Idź pewnie. Na pewno zwrócisz na siebie uwagę patrząc cały czas w ziemię.
Posłuchałam rady Złotowłosego i niepewnie podniosłam głowę. Rozejrzałam się dookoła i otwarłam usta z zachwytu. Po uliczkach Szklanego Miasta kręcili się Nocni Łowcy, którzy pomimo tego iż wyglądają groźnie, śmieją się do siebie, serdecznie się ze sobą witają, a dzieci bawią się ze sobą. To miejsce jest tak niezwykle piękne, że boję się zamrugać, aby nie zniknęło mi sprzed oczu.
W pewnym momencie widzę jak wysoka, ciemnowłosa kobieta podchodzi do mnie powoli przyglądając mi się z zaciekawieniem.
- Abigail? - wypowiada imię mojej matki z pytającym tonem. Odwracam sie do Jace’a, który robi skonsternowaną minę.
- Chyba mnie pani z kimś pomyliła. Przepraszam. - odpowiadam i czym prędzej się od niej oddalam pociągając Jace’a za dłoń.
- Ona chyba rozpoznała we mnie moją matkę. - mówię panikując. - Skoro ktoś rozpoznał we mnie inną osobę, ile czasu zajmie Nocnym Łowcom rozpoznanie we mnie cząstki demona?
- Carmen nie panikuj. A teraz chodź, musimy z kimś porozmawiać.

***

- Cieszę się, że nam wszystko opowiedzieliście. Zrobimy co w naszej mocy, aby wam pomóc oraz powstrzymać Valentine’a. - mężczyzna o szerokich ramionach, ubrany w skórzaną kamizelkę, oraz posiadający blaknące już runy na przedramieniach wysłuchał całej naszej historii. - Spróbujemy także sprowadzić tutaj Maryse oraz Roberta. Wiem, że nie do końca są tu mile widziani, a przyjeżdżają tu w sprawach służbowych, ale jednak musimy zgarnąć każdego Nocnego Łowcę, który może pomóc. - mężczyzna spogląda na Złotowłosego. - Dziękuję Jace za ostrzeżenie. Nie mieliśmy pojęcia o planach Valentine’a. Pozwolimy wam zostać w jednym z wolnych domków na obrzeżach Alicante. - tym razem mężczyzna spogląda na mnie patrząc przenikliwie w moje oczy. Już zaczynam myśleć, że domyśla się, kto siedzi głęboko w mojej duszy, kiedy mężczyzna przemawia. - Wszystko będzie dobrze, nie martw się Carmen. Nie pozwolimy cię skrzywdzić. - wysilam się na ciepły uśmiech. - Albert was zaprowadzi. - dodaje, a potem gwałtownie wstaje i opuszcza pokój.
- Chodźcie za mną, kochani. - mężczyzna w podeszłym wieku, który cały czas przysłuchiwał się naszej rozmowie, odzywa się do nas kierując się w stronę drzwi wyjściowych.

***

Siedzę na miękkiej kanapie w przytulnie urządzonym saloniku, w malutkim domku, do którego zaprowadził nas Albert.
- Nigdy nie porozmawialiśmy o tym co się stało wczoraj...użyliśmy telepatii czy mnie się tylko wydawało? - zaskakuję Jace’a pytaniem.
- Naprawdę rozmawialiśmy ze sobą myślami Carmen...wiem, że to dziwne, ale wiem że to się stało. Chyba odkryłaś swoją kolejną zdolność…
- Nawet jeśli, jakim cudem ty odezwałeś się do mnie? Skoro to moja zdolność, ty nie mógłbyś mi odpowiadać…
- Wygląda na to, że mamy między sobą jakiegoś rodzaju więź…- Jace odpowiada patrząc głęboko w moje oczy. Wpatrujemy się tak w siebie długo, czuję jak moje serce przyspiesza, ale nie jest to bicie serca, które zawsze odczuwam przy uwalnianiu mocy. Teraz jest inaczej. Przyjemnie jest czuć te gwałtowne uderzenia w mojej klatce piersiowej.
Śmieszne jest to w jak szybkim czasie nasza relacja mogła się zmienić z nie najlepszej, do… do takiej… Jace pomógł mi w wielu sytuacjach, sprawił, że czuję się chciana, zadbał o mnie. Żywiłam do niego ogromne uczucie, które zaczęło się przekształcać w miłość… i zrozumiałam to właśnie w tym momencie, wpatrując się w jego piękne oczy, z których tak wiele można było wyczytać.
- Jace ja… myślę, że… - nie kończę zdania gdyż nagle w mojej głowie słyszę głos.
“ Kocham Cię, Carmen.”

3 komentarze:

  1. ooo, jak się słodko zrobiło *..*
    tak się cieszę, że między Carmen a Jace'm jest tak dobrze.
    czekam na nexta i pozdrawiam, redhead.
    P. S. zapraszam do siebie i życzę dużo weny :-)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo zależy mi na Twojej opinii!