"But as long as I remember what it was like to love you I will always feel alive"
Powtarzam
w głowie jego słowa niczym mantrę. Jego męski, a zarazem delikatny głos
odtwarza się w moich myślach kilkanaście razy. W pewnym momencie zaczynam
zastanawiać się czy, aby Jace nie powtarza się mówiąc do mnie telepatycznie,
ale nie. To tylko mój mózg analizuje jego słowa w kółko, do końca nie wiedząc
jak zareagować.
Owszem,
zanim Jace zaskoczył mnie swoim wyznaniem, chciałam powiedzieć to samo. Nie
spodziewałam się jednak, że to odwzajemni. Wciąż wpatrywaliśmy się w swoje oczy
ignorując niezręczną ciszę, która nas otaczała.
W
pokoju tliły się tylko dwie małe świeczki postawione na stoliku do kawy. W
pewnym sensie tworzyło to niesamowity i romantyczny nastrój. Idealny właśnie na
ten moment.
-
J-jesteś pewien? - przeklinam na siebie w myślach kiedy zaczynając zdanie jąkam
się. Chłopak marszczy brwi i z małym uśmieszkiem na ustach kręci głową.
-
Tak ciężko w to uwierzyć, co? - Jace chichocze.
-
Szczerze...to tak. - odwzajemniam śmiech.
-
Carmen...nigdy nie byłem bardziej pewien wypowiadając te dwa słowa. - nagle
trafiła mnie pewna myśl, że nie jestem pierwszą dziewczyną, której wyznaje
miłość. To boli, ale jednak staram się to zignorować. Jace kontynuuje. -
Wpadłaś do mojego życia tak nagle i obróciłaś je o 180 stopni. Pomogłaś
zwalczyć uczucie do nieodpowiedniej osoby, uratowałaś mi życie, i to nie jeden
raz, sprawiłaś, że budzę się z uśmiechem na twarzy... zainspirowałaś mnie. -
chłopak spuszcza głowę.
-
Jakim sposobem? - pytam zdziwiona. Gdybym miała kogoś zainspirować to chyba do
śmierci...jestem życiową porażką.
-
Codziennie pokazujesz jaka jesteś silna i pomimo tego ciężaru, który spadł na
twoje plecy, nie poddajesz się. Starasz się go unieść.
-
Jace, ale byłam na skraju załamania...
-
Ale się nie załamałaś, to już wiele o tobie świadczy. Że jednak gdzieś ta silna
wola w tobie siedzi i nie pozwala ci się poddać.
Słowa
Jace'a trafiły głęboko do mojego serca. Chłopak ma rację. Jestem silna, nie
poddaję się i potrafię stawić czoła przykrościom, które spotykają mnie na co
dzień. Dlaczego nie potrafiłam tego zauważyć do tej pory?
-
Teraz tylko istnieje jedno pytanie...- zaczyna Jace. - Czy odwzajemniasz moje
uczucie? - na twarzy chłopaka widzę zwątpienie, chcę jak najszybciej pozbyć się
tego grymasu z jego twarzy.
-
Tak Jace. Ja również cię kocham. - uśmiecham się do niego, a ten rozszerza oczy
w niedowierzaniu.
Postanawia
nie odpowiadać mi słowami lecz czynem i mocno całuje mnie w ustach jakby
całował mnie po raz ostatni...
***
Jasne
promienie słońca budzą mnie z głębokiego i przyjemnego snu. Otwieram oczy z
ogromnym uśmiechem na twarzy. Pamiętam co wydarzyło się poprzedniego wieczora.
W głowie cały czas krążą mi nasze wyznania, które tak wiele wniosły do mojego
życia. Odwracam głowę na poduszce, aby spojrzeć na śpiącego jeszcze
Złotowłosego. Podziwiam rysy jego twarzy, mocno zaostrzone kości policzkowe,
cienkie, różowawe usta i zamknięte powieki, które zdobią gęste rzęsy niczym
baldachimy.
Postanawiam
go nie budzić i szybkim ruchem wyskakuje z łóżka. Zarzucam na siebie ubrania,
które wczoraj podarował nam Albert, były to czarne obcisłe spodnie, czarna
bluzka na ramiączkach oraz skórzana kurtka, również koloru czarnego. Był to
przygnębiający kolor, ale jak najbardziej wpasowywał się w naszą "rasę".
Wychodząc
na zewnątrz zabieram duży haust świeżego powietrza, który działa na mnie
kojąco. Jakby wyczyścił mój organizm z toksyn, a umysł z nieprzyjemnych myśli.
Rozglądam
się dookoła i podziwiam krajobraz, który otacza mały domek, w którym przebywam
z Jace'm. Dostrzegam mocno zielone korony drzew, a za nimi szczyty górskie. Do
moich uszu dociera przemiły śpiew ptaków, no i te powietrze. Czyste,
nieskazitelne. Ojczyzna Nefilim to istny raj.
Pierwszy
raz czuję ogromną radość i beztroskość od długiego czasu. Ostatnio nie byłam
zdolna odetchnąć i po prostu odpocząć, gdyż ludzie nieustannie dokładali mi
cierpienia, zdradzali, wykorzystywali, a nawet chcieli zabić.
Dlatego
też cieszę się, że mam Jace'a. Jedyną osobę, która jest prawdziwa w moim życiu,
nie rani mnie, a raczej ratuje. Chłopak jest moją odskocznią od problemów, od
których tak łatwo przy nim uciec.
Decyduję
się na krótki spacer po Idrisie. Robię pierwsze kroki cały czas rozglądając
się, czy aby ktoś mnie nie śledzi...po chwili kręcę głową. Przecież jestem w
Idrisie, w ojczyźnie moich rodaków, gdzie nikt mnie nie zaatakuje. Jestem wśród
swoich. Nareszcie czuję, że gdzieś przynależę.
Idę
równą ścieżką, co chwila mijając Nocnych Łowców, którzy patrzą na mnie z
zaciekawieniem. Jestem pewna, że tutaj informacje rozchodzą się błyskawicznie
szybko. W końcu Idris nie jest ogromnym miejscem i wszyscy już wiedzą o
nagłych, niezapowiedzianych przybyszach.
W
oddali dostrzegam szczyty demonicznych wież. Wywołują we mnie fascynację, ale
zarówno przerażenie. Dwie wieże, które tak świetnie sprawdzają się w chronieniu
Idrisu przed demonami równie dobrze mogły by chronić Idris przede mną. Cały
czas obawiam się, że demon ukryty w moim ciele wydostanie się na zewnątrz w
najmniej odpowiednim momencie. Prawdę mówiąc, ten nieodpowiedni moment będzie
trwał cały czas dopóki nie opuszczę Szklanego Miasta.
Kiedy
skręcam w leśną dróżkę nagle ktoś łapie mnie za ramiona i odwraca w swoją stronę.
Przed sobą widzę barczystego mężczyznę z szalonymi oczami. Wpatruje się we mnie
z nienawiścią. Jego dłonie na moich ramionach zaciskają się niemożliwie mocno,
tak że syczę z bólu przez zęby. Chociaż moja moc byłaby teraz bardzo przydatna,
rezygnuję z jej użycia, ponieważ wtedy wszystko to co próbuję ukryć głęboko w
sobie, ujrzałoby światło dzienne.
-
Ty! Przez ciebie Elizabeth zginęła! Ty parszywy demonie! - mężczyzna krzyczy po
czym szybko wyciąga nóż zza paska spodni i przystawia mi go do gardła. - Zaraz
się na tobie zemszczę. Nie zabijesz już nigdy, nikogo z mojej rodziny! - w tym
momencie czuję jak ostrze noża mocniej naciska na skórę mojej szyi.
-
Matt! Zostaw ją! - słyszę męski głos, ale to nie Jace. Czuję jak mężczyzna
gwałtownie odciąga nóż i odsuwając się od mojego ciała upada na zieloną trawę.
-
Colin! Jak możesz stanąć po stronie demona? - krzyczy Matt.
-
To nie demon głupcze! To dziewczyna! I na dodatek jedna z nas! - dopiero teraz
mam okazję przyjrzeć się chłopakowi. Jest wysoki, ma kruczoczarne włosy oraz
szerokie, umięśnione ramiona. Jak przypuszczam jest w moim wieku.
Odsuwam
się jak najdalej od Matt'a i staję opierając się o zimny pień drzewa.
Na
twarzy Matt'a zauważam zmieszanie. Spogląda to na mnie to na chłopaka, który
mnie uratował. Po chwili wstaje i szybko ucieka w stronę lasu. Colin podchodzi
do mnie i łapie mnie za ramię.
-
Carmen, tak? - wow, informacje w Idrisie naprawdę szybko się rozchodzą. -
Wszystko w porządku? - pyta ze zmartwieniem. Spoglądam na niego niepewnie, ale
po chwili odpowiadam.
-
Tak, dzięki...za uratowanie mnie...- dziękuję mu.
-
Powinnaś na niego uważać. Odkąd jego ukochana żona Elizabeth zginęła z rąk
demona, ten oszalał. Lepiej trzymać się od niego z daleka.
Próbuję
uspokoić oddech i bicie serca. Biorę kilka głębokich wdechów i znów spoglądam
na Colin'a.
-
Dlaczego widział we mnie demona? - pytam. Cała ta sytuacja mnie przeraziła.
Jeżeli Matt rozpoznał we mnie cząstkę demoniczną...to...to mam przechlapane.
-
Nie wiem, ale jak już mówiłem, to szaleniec...
-
Carmen?! - słyszę kolejny głos, tym razem rozpoznaję go od razu.
Jace
podbiega do mnie wyraźnie przerażony. - Carmen, coś się stało? - pyta,
dokładnie oglądając całe moje ciało.
-
Nic jej się nie stało, przyszedłem na czas. Gdyby było inaczej, Matt...ten
szaleniec poderżnąłby jej gardło. - Colin odpowiada za mnie.
-
Rany, Carmen! Następnym razem nie wychodź beze mnie, rozumiesz? - Złotowłosy
łapie mnie za policzki i całuje w czoło, a ja tylko potakuję głową. - Dzięki
Colin, poradzimy już sobie. - wypowiada te słowa zimnym tonem.
Colin
skina głową i odchodzi w stronę Alicante.
***
-
Jace, on we mnie rozpoznał demona! Rozumiesz co to znaczy? Co z tego, że inni
uważają go za szalonego, skoro ma rację! - krzyczę głośno oddychając i chodząc
z jednego do drugiego kąta w sypialni. Jace leży na łóżku, podparty na
łokciach.
-
Carmen, uspokój się! Na razie nic ci nie grozi.
-
No właśnie, na razie! Ile czasu minie zanim ktoś ważniejszy w Alicante się
zorientuje kim naprawdę jestem?
-
Carmen, uwierz mi, rozumiem twoje obawy, wiem jak się czujesz, ale… - przerywam
mu w połowie zdania. Nie mogę tego znieść.
-
Jace! W tym sęk, że nie rozumiesz! Nie wiesz jak to jest trzymać w sobie to
okropieństwo, czuć, że ten demon siedzi gdzieś głęboko w tobie i ma zamiar
zniszczyć ci życie! - krzyczę głośno oddychając.
-
Carmen… proszę uspokój się. - chłopak znów patrzy na mnie tym znajomym,
przerażonym, wzrokiem.
Wiem,
że ciemna moc ma teraz okazję przejąć nade mną kontrolę, ale nie mogę na to
pozwolić. Robię kilka wdechów. Wtedy wpadam na pomysł, co tak naprawdę może mi
pomóc pożegnać chcącego się wydostać ze mnie demona.
Podbiegam
szybko do Jace’a i mocno go całuję. Pocałunek trwa kilka sekund, ale tyle
wystarcza mi, żeby się uspokoić.
-
Przepraszam, że tak wybuchłam. Ja po prostu...jestem przerażona.
-
Będę cię ochraniał, nawet jeśli to oznacza, że stracę swoje życie.
***
Lekko
podskakuję na kanapie kiedy nagle słyszę donośne pukanie do drzwi. Jace patrzy
na mnie ze zdziwieniem po czym wstaje i podchodzi do nich, aby je otworzyć.
Za
nimi stoi Albert.
-
Maryse, Robert, Alec i Isabelle przybyli do Idrisu.
-
Tylko? Nie ma z nimi Clary? - Jace pyta.
-
Przybyli tylko ci, których wymieniłem Jace.
A/N: Jak myślicie, czy jest w tym jakiś głębszy sens, że Clary nie ma w Idrisie?
Fajny rozdzial!
OdpowiedzUsuńAle moim zdaniem powinna byc, zawsze lepiej aby byla, w czyms pomoze lub cos ��
pewnie jakiś ukryty sens w tym jest, poczekamy zobaczymy :-)
OdpowiedzUsuńzaintrygowała mnie postać Colina... mam jakieś dziwne przeczucie, że przeczytamy tu jeszcze o nim... przynajmniej tak myślę xD
buziaki i do następnego, redhead.
Hej :) Zyskałaś nową czytelniczkę ;) Jestem pod wrażeniem twojego bloga. Masz naprawdę talent. Póki co skończę nadrabiać i postaram się być na bieżąco. Weny życzę :*
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu czytam Twoje opowiadanie. :) Cieszę się, bo jest to chyba jedno z niewielu opowiadań o Nefilim, które wciąż jest aktywne. Sama tez niedawno zaczęłam pisać, może kiedy to opublikuję. Co do akcji, faktycznie za szybko się wszystko działo i dobrze, że zwolniłaś. Jeżeli chodzi o Clary, moim zdaniem lepiej, ze została w Instytucie, w końcu Simon nie mógł być tam sam, prawda? Ale wg mnie powinien tam tez zostać Robert albo Maryse, w końcu to oni zarządzają Instytutem, prawda? Może mi się już pomieszało, ale tak mi się wydaję, że u Ciebie tak to działa. :D Jeżeli się mylę, to zignoruj moją "uwagę". Nie mogę się doczeka, co dalej! Pozdrawiam! xx
OdpowiedzUsuńBlog i opowiadanie jest cudowne tak samo jak zwiastun, który bez przerwy oglądam XD
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem, masz taki talent że o mój Boże.
Kocham tego bloga i czekam z niecierpliwością na C.D
Weny:***
PS. Obserwuje ;)