sc Born With Sight: 29. New York
Layout by Scar

24 lis 2015

29. New York

"That was the thing about New York: you always knew more about your neighbors' business than you wanted to.” 

Wchodzę do skrzydła szpitalnego, aby natknąć się na Jocelyn leżącą na jednym z łóżek wyścielanych białą pościelą. Usmiecha się do córki, która siedzi obok niej trzymając jej dłoń. Kiedy zatrzaskuję za sobą drzwi wszyscy kierują swój wzrok na mnie. Jocelyn pomimo tego, że mnie nie zna uśmiecha się tak samo ciepło do mnie, jak wcześniej uśmiechała się do Clary.
- Musisz być tą słynną Carmen, o której tak dużo zdążono mi opowiedzieć. - jej głos jest delikatny i lekko zachrypnięty.
- Tak. - odpowiadam i podchodzę bliżej jej łóżka. - Bardzo mi miło panią poznać. - podaję jej dłoń po czym kobieta powoli wysuwa swoją i ściska mnie ciepło.
- Mamo, jak to się stało, że się tu znalazłaś? - Clary odzywa się nagle.
Jocelyn odchrząkuje i pociąga nosem. Odciąga ode mnie wzrok i spogląda na swoją córkę.
- Ze śpiączki wybudziła mnie moja znajoma. Madeline znalazła Białą Księge, która zawierała odpowiedź jak wybudzić ze śpiączki osobę po wypiciu mikstury, którą wypiłam ja w dniu kiedy Valentine zaatakował mnie w moim domu. Zaprowadziła mnie do Luke'a, a Luke tutaj. Powiedział, że tutaj jesteś. - kobieta ściska dłoń Clary jakby już nigdy nie chciała jej puścić.
- Tak się cieszę, że tutaj jesteś, mamo. - Clary tuli się do kobiety, a mi nagle robi sie przykro. Moi rodzice nie żyją, zabił ich demon. Abigail, moja prawdziwa matka mnie zdradziła i zbiegła. A prawdziwy ojciec...cóż jest demonem i nie znam jego tożsamości.
- Słyszałam, że zabiłaś Valentine'a. - Jocelyn ponownie kieruje się do mnie, a kiedy spoglądam na wilkołaka, który ją przyprowadził, zauważam iż jego mięśnie się spinają. - Bardzo dobrze.- kobieta dokańcza nie mówiąc już nic więcej. Nikt kto obecny jest w tym pomieszczeniu nie wypowiada ani słowa. Jakby ten temat stał się tematem zakazanym.

****

- Dlaczego nic nie mówiłaś Carmen! - Jace wpada do mojego pokoju jak poparzony ze złością.
- O co chodzi? - pytam zdezorientowana.
- A o to, że dzisiaj jest 19 listopada, czyli twoje urodziny kochana. Nic o tym nie wiesz? - chłopak zakłada ręce na piersi i spogląda na mnie wymownie.
Na Razjela zapomniałam o własnych urodzinach! Tak wiele się działo w ostatnich dniach, że kompletnie wyleciało mi z głowy, iż kończę dzisiaj 20 lat. Jak ten czas zleciał.
- Twój znak powinien się dopiero teraz zakończyć tworzyć. A powstał on w niecały tydzień. - stwierdza Jace siadając obok mnie na łóżku. - Czy on zniknął wraz z odebraniem ci demonicznej strony?
Trzęsę przecząco głową.
- Magnus wcześniej uprzedził mnie, że znak nie zniknie ponieważ jest to trwała blizna na ciele, tak jakbym po prostu sobie sama go wypaliła zapalniczką. Chociaż będę miała pamiątkę po Czarnookiej Carmen...- tłumaczę.
- Tęsknisz za nią? - Jace pyta.
- Trochę tak. Nienawidziłam jej, ale dużo mi pomogła. Gdyby nie ona, nie wiem co by się teraz ze mną działo. - odpowiadam czując, że lepiej nie mogłam tego ująć. Wszystko co powiedziałam jest prawdą. Tęsknię za moim drugim obliczem. Problem tylko w tym, czy nie powinnam się tego obawiać.
- Dobra. Nie myślimy już o zmartwieniach. Masz dzisiaj urodziny. Zróbmy coś szalonego!
- Co masz na myśli? - chichoczę.
- Przejedźmy się motocyklem zasilanym demoniczną energią! - proponuje chłopak, a ja marszczę brwi. - Wiesz, że potrafią latać?
- A skąd taki motocykl wytrzaśniesz?! - śmieję się z jego propozycji.
- Tym się nie martw. Mam wtyki. - chłopak mruga do mnie oczkiem i ciągnie mnie za dłoń w stronę wyjścia z mojego pokoju.

****

Kiedy tak lecimy nad Nowym Jorkiem na motocyklu, który Jace podwędził wampirom, nawiedzają mnie przeróżne myśli.
Wpatruję się w panoramę miasta i wydaje się ono piękne. Jest symetryczne, wszystko wydaje się dopięte na ostatni guzik. Serce Nowego Jorku czyli Central Park wydaje się jeszcze piękniejszy niż zwykle pomimo tego, iż mamy jesień.
Ale tak naprawdę istnieją dwie strony tego miasta. Drugie nazywam Światem Cieni. Podziemni, demony, Nocni Łowcy. Ten świat już nie jest tak kolorowy jak ten, który mamy zazwyczaj przed oczami.
Podczas ostatnich paru miesięcy nauczyłam się jednej rzeczy. Wszyscy i wszystko ma swoje drugie oblicze, a to drugie zawsze wydaje się być tym bardziej adekwatnym do twojej duszy. Taka jest prawda.
Valentine może mieć dobre intencje, ale jest też bezwzględnym mordercą.
Jace jest zimnym wojownikiem, ale posiada bardzo wrażliwe uczucia.
Clary wydaje się być małą fajtłapą, ale jej siła i moc są nieporównywalne.
Magnus to ten, którego powinno się bać, ale jest szczodry i bezinteresownie pomocny.
Alec nienawidzi wszystkich, ale nie potrafi widzieć czyjegoś cierpienia.
Isabelle to twarda dziewczyna, ale jej uczucia wypływają na wierzch jak oliwa z wody.
A w moim przypadku?
Istnieje Carmen Levan oraz Czarnooka Carmen.
I pomimo, że już jej nie ma.
Ja wciąż ją czuję.





Notka autora:
To już ostatni rozdział tej części opowiadania. Celowo jest tak krótki. Jutro ukaże się jeszcze jeden, jedyny ostatni rozdział (epilog) do tej części.
Druga część będzie nosiła nazwę "Born With Burden". Publikacja już wkrótce!


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo zależy mi na Twojej opinii!