"My demons, though quiet, are never quite silenced."
Poruszał
się niczym Pan Świata Cieni. Jego wzrok był zawistny i pozbawiony jakiejkolwiek
dobrej emocji. Wydawało się jakby miał zgładzić każdego kto stanie mu na
drodze. Jasną rzeczą było, że nie miał dobrych intencji wobec nikogo, ani
niczego.
Gwałtownie
otworzył mosiężne drzwi i wszedł do pomieszczenia, w którym znajdowały się dwie
znajome mu osoby.
-
Panowie. – przywitał ich i podszedł do dużego, okrągłego stołu. – Usiądźcie.
Jego
towarzysze byli zdezorientowani, a co więcej niedowierzali widząc swojego Pana,
żywego obok nich.
-
Pan… ale jak to? – odezwał się jeden z nich. Wysoki i postawny brunet.
-
Jest jedna rzecz, której dawno powinniście się o mnie nauczyć. – zaczął mężczyzna.
– Nie tak ławo jest mnie zgładzić. – dokończył.
-
Ale jak udało ci się przeżyć? – zapytał drugi.
-
Byłem chroniony tymczasowym zaklęciem. Wykonała je dla mnie, jedna znajoma
czarownica. – wytłumaczył. – Co prawda, zaklęcie prawie nie wytrzymało. Carmen
jest potężną kobietą. – kontynuował. – Ale nie mam zamiaru dalej z nią
współpracować. Musimy wymyślić nowy plan. Plan, który tym razem zagwarantuje
nam zwycięstwo. Tym razem musimy dojść do celu, choćby i po trupach.
Zrozumiano?
Słudzy
Valentine’a tylko potaknęli głowami.
-
Na pierwszy cel idzie Abigail. Wy dwaj, udajcie się do Idrisu w tym momencie i
mi ją tu przyprowadźcie zanim ktoś ją zabije. Jest mi potrzebna. Musicie być
uważni. Nie dajcie się zabić. – Valentine wstał od stołu i skierował się w
stronę drzwi.
-
Gdzie teraz idziesz? – zapytał jeden z towarzyszy Morgensterna.
-
Mam pewne spotkanie. – odpowiedział krótko i wyszedł z pomieszczenia.
****
-
Widzę, że udało się mojej towarzyszce cię wezwać. – Valentine wskazał na
kobietę zakneblowaną, siedzącą na krześle pod ścianą. Jej usta były zaklejone
taśmą. Słychać było tylko dziwne jęki i próby odezwania się.
-
Czego ode mnie chcesz? – odezwał się drugi mężczyzna, który znajdował się w
pokoju. Czy jednak można było powiedzieć, że naprawdę był w pomieszczeniu? Nie.
W
pokoju znajdowała się tylko jego dusza.
-
Drogi Azazelu. – Valentine zaczął z uśmieszkiem na twarzy. Usiadł na miękkim
fotelu naprzeciw demona i założył nogę na nogę. – Mam dla ciebie propozycję.
Słychać
było tylko westchnięcie demona.
-
Cokolwiek chcesz, żebym zrobił. Nie zrobię tego. Jestem uwiązany do skał
Duduael. – tłumaczy.
-
A co jeśli cię od nich uwolnię? – Morgenstern przejechał palcami po brodzie.
Demon
odchrząknął.
-
Zamieniam się w słuch.
-
Nie uważasz, że czas poznać swoją córkę? – wypalił Valentine.
-
W jakim celu? – ton Azazela stał się bardziej złowrogi.
-
Mam pewien plan. A w nim potrzebuję ciebie odnawiającego kontakty z córką.
-
Myślisz, że ona tak po prostu na to poleci? Jestem demonem! – demon zaśmiał się
parszywie ze słów Valentine’a.
-
Oh Azazelu. Pozwól, że powiem ci choć trochę o twojej przepięknej, dorosłej już
córeczce. – Valentine zaczął. – Ma tendencje do zawahań między swoimi dwoma
duszami. Chyba musisz troszkę nadrobić. – Morgenstern zaśmiał się. – Twoja córka
nie tylko urodziła się ze wzrokiem, ale i z twoimi mocami…
P.S
Na gifie znajduje się Azazel.
P.S
Na gifie znajduje się Azazel.
Czekałam do samego końca żeby skomentować. Powiem tyle, warto było czekać !
OdpowiedzUsuńZapowiada się naprawdę ciekawie! Powiem tak, że cała historia Carmen mnie użekła i gdy przeczytałam pierwszy rozdział wiedziałam, że muszę kontynuować i nie zawiodłam się :) piszesz cudownie :) ta historia należy do jednej z moich ulubionych, czekam z niecierpliwością na drugą część :* <3
OdpowiedzUsuńWolałam ocenić całość a dopiero potem pozostawić komentarz. To zrozumiałe, że główną bohaterką jest Carmen jednak momentami aż brakowało innej osobowości przynajmniej mnie. :) Sama praca jest staranna i naprawdę dobrze napisana. Są takie drobne niedociągnięcia w jednym miejscu, ale to tylko drobnostka. Przyjemnie się czytało i cieszę się, że z czasem Przerzuciłaś się na jaśniejszy kolor tekstu. To naprawdę ułatwiło czytanie. Ogólnie blog świetny i jedyne czego ci mogę życzyć to dalszych cudownych pomysłów. ;)
OdpowiedzUsuń