sc Born With Sight: 13. Encounter
Layout by Scar

29 lut 2016

13. Encounter

"I'm pure at heart. It repels the dirt."

Cały rozdział jest retrospekcją, dlatego napisany jest pochyłą czcionką. Miłej lektury.

Luty 1991

Abigail nie potrafiła zliczyć ile razy już tu była. Lubiła tu przychodzić  po to, aby rozmyślać i układać wszystko w głowie niczym puzzle. W układance brakowało jednak kilku części, co sprawiało, iż z polany przy jeziorze Lyn zawsze wracała w takim samym stanie, w jakim tu przychodziła- zepsutym.
 W Idrysie nie czuła się dobrze, pomimo tego, że w tym miejscu żyła cała jej rodzina, dwudziestolatka nie była szczęśliwa. Czegoś jej brakowało, lecz nie potrafiła dokładnie stwierdzić, czym jest ta rzecz, do której tak ją ciągnie.
Tu także był jej przyjaciel. Max Trueblood, którego tak ociągała się zostawić. Mieszkali od urodzenia niedaleko siebie, a poznali się dopiero rok temu. Wpływał na to fakt, iż rodzina Trueblood’ów nie przepadała za Carterami i na odwrót.
Kiedy jednak poznali się, wiedzieli, iż to przyjaźń od pierwszego wejrzenia.
Teraz jednak  Abigail zastanawiała się nad odejściem z Idrysu. Nad odejściem od matki Rose oraz ojca Joseph’a. Była już dorosła. Mogła decydować sama za siebie. Chciała uciec i posmakować życia w normalnym świecie Przyziemnych. Chciała zobaczyć, jak to jest żyć, bez strachu, że w każdym momencie możesz zginąć.
Bawiła się złotym sygnetem rodziny Carterów, który znajdował się na jej palcu wskazującym. Wyryta na pierścieniu litera „C” połyskiwała w słońcu niczym tafla jeziora Lyn, na które spoglądała.
„Niesiemy dobro”. – wspomniała w głowie motto jej rodziny i wtedy zdecydowała. „Czas, aby przynieść trochę dobra sobie”. – pomyślała, podniosła się z trawy i udała się w stronę domu, aby oznajmić nowinę mając nadzieję, że anioł, symbol dobra, symbol jej rodu będzie trzymał ją w opiece.

~***~

Jego dusza panoszyła się bez celu wśród skał, które niegdyś pewien mędrzec nazwał skałami Duduael. Był uwięziony i nie miał szans na uwolnienie. Od czasu kiedy Archanioł Rafael przykuł go do ostrych i szorstkich głazów. Zasłużył na to jednak, namawiając ludzi do zła i sprowadzając ich na drogę nieczystości. 
Zastanawiał się czy dni jego uwięzi to niewiadoma. Niewiadoma ilość dni, w ciągu której będzie musiał zbytecznie rezydować, wśród tych okropnych, zimnych skał. Skał, które przerażały nawet jego. Księcia Piekła.
Azazel w oddali zauważył rozbłysk jasnego światła, jego postać przeszła między zielonymi drzewami, aby zidentyfikować pochodzenie tajemniczego światła, chciał się upewnić czym ono jest, pomimo tego, że był prawie pewny co ono oznacza.
Światło zaczęło się rozpływać zlewając się z mgłą, a Azazel w końcu mógł zobaczyć co się za nim kryje.
- Raphael. Mężczyzna. Anioł, który przywiązał mnie do tych skał, teraz mnie nachodzi. Zastanawiam się, czego ode mnie chce – powiedział Azazel, kiedy zauważył majestatyczną posturę anioła, który odwiedził go bez zapowiedzi. Cherubin spogląda na niego nie wyrażając żadnych emocji. Czuł jednak zgorszenie spoglądając na demona, a nawet obrzydzenie.
- Azazel. Widzę, że po kilku tysiącach udręki, nadal trzymasz się całkiem dobrze – odpowiedział kpiąco.
- Twoje poczucie humoru nadal w formie Archaniele. Zabawiasz nimi Stwórcę? – Azazel prychnął.
- Oh ucisz się, bo zrezygnuję z zamiarów, przez które cię odwiedziłem – Azazel spojrzał na niego zaciekawiony. Anioł jednak nie odzywał się przez dłuższą chwilę.
- Mam ci zaserwować kawę i ciasteczka? Mów w końcu – Raphael nie zareagował na żarty demona. Nie działały na niego od dłuższego czasu.
- Niczego się nie nauczyłeś – odpowiedział Archanioł – Ale przejdźmy już do rzeczy – dodał po chwili odchrząkując.
- No nareszcie – demon komentuje.
- Można powiedzieć, że twoja kara odbywa się pomyślnie. Nie wychylasz się, nie robisz żadnych wyskoków – anioł niemal go chwali.
- Nie mam wyjścia – prycha Azazel odwracając się w lewą stronę, kiedy orientuje się, że z daleka nadchodzi ulewa z burzą. Świetnie. Azazel nie pragnie być w tym momencie nigdzie indziej, jak na zewnątrz.
- Daję ci 24 godziny na ziemi. Załatw swoje sprawy. Nie naginaj zasad, bo po powrocie kara będzie jeszcze gorsza niż skały Duduael – demon ściąga brwi, a po chwili wybucha śmiechem.
- Naprawdę dobre masz te żarty. Myślałeś, że się na to nabiorę, abyś ty mógł napawać się moją głupotą, wiarą i nadzieją? – Azazel zanosi się śmiechem.
- Faktycznie jesteś niemądry, jeżeli uważasz, że Archanioł robił by sobie żarty z demona dla własnej rozrywki – Raphael prycha. – Lepiej korzystaj. Czas ucieka – dodaje po czym w ciągu sekundy rozpływa się w powietrzu niczym para wodna. Zostawił Azazela w niedowierzaniu. Po chwili jednak czuje głęboko w duszy brak ciężaru. Ciężaru, który sprawiał, że na ziemi może pojawić się tylko jako duch…

~***~

To uczucie było mu tak nieznajome. Stało się obce po tysiącach lat uwięzi, lecz w tym momencie czuł się jak ryba w wodzie. Odczuwał każdy podmuch powietrza na skórze, jego wszystkie zmysły działały w pełni, kiedy zmierzał brudną i zaciemnioną ulicą Nowego Jorku, w którym jeszcze nigdy nie był. Nie miał okazji, przed tysiącami lat był tu brud i piach, a jego dzisiejsza struktura, różni się diametralnie od tej początkowej.
Spoglądał na starą kamienicę przed sobą, w której jak się dowiedział mieszka osoba, którą bardzo teraz chce zobaczyć…i wyrwać jej serce. Bez ociągania się wszedł do budynku i jakby już od dawna wiedział, gdzie ma się kierować przemierza piętra, aby w końcu znaleźć się na jego przedostatnim poziomie. Nie miał zamiaru używać urządzenia jakim jest dzwonek do drzwi, nie miał również zamiaru używać pięści, aby zapukać. Użył swojej siły i wywalił drzwi z zawiasów siłą swojego umysłu. Nie przejmował się słowami Archanioła, aby się nie wychylał. Nic gorszego mu już nie mogą zgotować. A teraz, Azazel był silny…
Nie musiał szukać długo. Przeszedł przez kuchnię i pokój, gdzie śmierdziało spalenizną, aż w końcu zauważył go. Leżącego na kanapie i obrzydliwie pochrapującego.
- Christopher Davenport. Jakże marne nazwisko dla marnego demona – Azazel upewnił się, że wypowiedział to wystarczająco głośno, aby mężczyzna wybudził się ze snu. Ten zdezorientowany otwarł oczy i zaspanym wzrokiem zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. W końcu, kiedy jego oczy spoczęły na swoim gościu, szybko podniósł się w przerażeniu z kanapy. Wybałuszył na niego swój wzrok. Azazel dostrzegał strach demona, który niegdyś był jego przyjacielem.
- Witaj Shaimal’u. Przeszkodziłem w drzemce? – Azazel mówi kpiąco.
- Az…Azazel? – mężczyzna jąka się, co tylko sprawia, iż Książe Piekła uważa go za większego tchórza, za jakiego uważał go dotychczas.
- Tak. Dobrze być na ziemi, czyż nie? Jak tobie żyło się przez ten czas, kiedy ja gniłem przez tysiące lat w skałach, przez to, iż mnie wydałeś?! – ostatnie słowa Azazel wypowiada z ogromną złością podbiegając do Shaimal’a i łapiąc go za szyję. Demon upewnia się, że uścisk jest wystarczająco mocny, aby jego stary przyjaciel poczuł odpowiedni ból.
- Ja..ja – Shaimal nie potrafi wydusić więcej przez ścisk jaki czuje na krtani. Azazel więc trochę go poluźnia, aby ten mógł się wytłumaczyć. Nie miał jednak zamiaru brać pod uwagę jego uzasadnień. Biedak i tak dzisiaj zginie.
- Możesz mówić.
- Oni, zmuszali mnie do zeznań przeciwko tobie, Raphael i jego horda. Nie miałem wyjścia – Azazel wiedział, że to powie. Prycha w reakcji na jego słowa.
- Drogi Shaimal’u – zaczyna – Jeśli demon ma choćby trochę honoru, to w tym, że nie da się go ugiąć i uwikłać. Wiesz o tym. – kończy ściskając gardło demona.
Mężczyzna tylko potakuje głową w przerażeniu. Azazel nigdy nie widział demona, który tchórzy tak jak Shaimal.
- Bardzo żałuję, że muszę zakończyć dzisiaj twój żywot jako demon – oczy Azazela wypełniają się czernią, co sprawia, że Shaimal wpada w coraz większą histerię. Jednym ruchem, Książe Piekła wyrywa mu serce przez co uszkadza jego duszę. Jego ciało opada na ziemię, a dusza demona, która wyciekła z jego wnętrza rozpływa się w powietrzu, trafiając tam gdzie przynależy, tam skąd już nigdy nie ucieknie. Do Piekła…
Azazel odetchnął z ulgą. Zemsta to coś, co uwielbia, daje mu satysfakcję i odciąża jego serce. O ile jakieś posiada…

~***~

Abigail przemierzała ulice Nowego Jorku, nie za bardzo wiedząc dokąd ma zmierzać. Tułała się po nieznanym jej miejscu, prawie żałując, iż opuściła ojczyznę. „Nie mogę tak myśleć” – powiedziała do siebie w myślach, próbując utwierdzić samą siebie, że podjęła odpowiednią decyzję.
Skręciła w małą uliczkę, na której od razu znalazła coś znajomego. Z oddali do jej oczu dobiegały kolorowe światła, a do uszu głośna muzyka. Lecz znajomą rzeczą było to, że na murze po jej lewej stronie namalowana była runa anielskiej mocy. Ściągnęła brwi przyspieszając kroku w stronę miejsca, które jak domyślała się – było klubem.
Kiedy wreszcie dotarła do ogromnych metalowych drzwi, na szyldzie przy nich zauważyła ten sam znak, który wcześniej widziała na murze. Przy drzwiach stał potężny ochroniarz, który na ciele miał liczne, blaknące już runy. Zmarszczyła brwi. Chciała uciec od tego świata, jednak odnalazła go nawet w zwykłym świecie. Mężczyzna zdawał się ją zauważyć, ponieważ odsunął czarny sznur na drugą stronę, tak aby ta mogła dostać się do środka.
Stwierdziła, że musiał w niej poznać swoją rasę, dlatego ją wpuścił. Nie chciała wchodzić do miejsca powiązanego z jej przynależnością, od której chciała uciec, ale ostatecznie zdecydowała się tylko zajrzeć.
Kiedy znalazła się już w środku, zauważyła tłum Nocnych Łowców i podziemnych każdej rasy tańczących do zapomnienia na parkiecie. Czuła w powietrzu alkohol i pot, zapachy te nieprzyjemnie się ze sobą mieszały, ale w miarę schodzenia ze schodów w stronę parkietu zaczęła się przyzwyczajać i zapach nie był już taki dokuczliwy.
„Korzystaj z życia” – powiedział głos w je głowie. Tym razem postanowiła go posłuchać i skierowała się w stronę baru, który był obsługiwany przez faerie.

~***~

Kobieta, z którą rozmawiał Azazel w klubie wydawała się piękna, a raczej właśnie taka była. Można się zdziwić co robi demon i to Książe Piekła w takim miejscu jak „Pandemonium”, ale skoro Azazelowi zostało kilkanaście godzin wolności, a jego jedyna sprawa jaką chciał załatwić, odhaczona była już na jego liście rzeczy do zrobienia, zdecydował, że właśnie tu spędzi resztę swojej tymczasowej swobody.
- Wiesz, że jestem demonem? – zapytał Azazel jasnowłosej kobiety.
- Jestem Nocnym Łowcą, potrafię was wyczuć na kilometr – odpowiedziała mrugając do niego oczkiem.
- I nie masz ochoty mnie zabić, wyrwać serca, odciąć głowy? –zapytał zaciekawiony.
- To trochę drastyczne, czyż nie? – kobieta zaśmiała się. – A tak szczerze… Chcę uciec od Świata Cieni… - dodała.
- I dlatego znalazłaś się w Pandemonium? Miejscu, które należy do Świata Cieni? – Azazel chichocze. Abigail lekko uderza go w ramię.
- Jak na razie czuję się zagubiona, a to jedyne miejsce, które wydawało mi się znajome. Pomyślałam, że będzie dobre na początek – wytłumaczyła pociągając łyk drinka, który stał przed nią.
Azazel spojrzał na nią z powagą tonąc w jej oczach, które były piękne. Mocno zielone, jak szafir. Abigail speszona spojrzała na swoje dłonie po czym ponownie podniosła głowę, aby pokazać demonowi, brak zażenowania.
Je wzrok błądził po całej jego postaci. Był piękny…arcypiękny. Kobieta nie czuła się źle, z tym iż myślała tak o demonie. Rasie, którą jej gatunek chce się pozbyć na zawsze.
Do jej głowy wpadła pewna myśl. Może jej miejsce już zawsze będzie w Świecie Cieni, może już nigdy od niego nie ucieknie, bo zwyczajnie nie da się uciec od swojego przeznaczenia. Co jeśli nie zgadzała się tylko jedna rzecz. Strona po, której stawiała się przez całe życie…
- Wyrwijmy się stąd – głos demona odciąga ją z przemyśleń. Abigail uśmiecha się, przygryzając lekko wargę. Chciała tego. Nieśmiale potaknęła głową, pozwalając przy tym demonowi, aby wprowadził ją w jego świat…
Nie wiedziała jeszcze jakie skutki będzie miała ta jedna, mała decyzja.

Marzec 1991

Abigail była kłębkiem nerwów, kiedy czekała na moment prawdy. Przygryzała paznokcie i zaciskała oczy ze stresu i przerażenia. Robiło się jej słabo i niedobrze na samą myśl, co może wyjść za chwilę na jaw. Siedziała na kanapie w jej nowym mieszkaniu, które znalazła na obrzeżach Wielkiego Jabłka. Wszystko urządzone było w kolorach ciemnego drewna. W tym momencie kolor ten irytował ją. Jak wszystko w tym pomieszczeniu, miejscu, budynku, mieście i w jej życiu.
Spojrzała na zegarek. Nadszedł moment poznania faktów.
W jej dłoni spoczywało, małe plastikowe urządzenie, przez które czuła się niekomfortowo. Spojrzała na nie niepewnie z ogromnym strachem.
Wiedziała.
Wiedziała, że tak będzie.
Momentalnie zrobiło się jej słabo, a serce zaczęło bić.
Abigail była w ciąży.
W ciąży z Księciem Piekła.


Notatka autora:
I jak wam podoba się rozdział, który całkowicie jest retrospekcją? Podoba wam się historia Abigail i demona, ojca Carmen? :)

2 komentarze:

  1. Rozdział ekstra , choć niesoacjlanie lubię czytać retrospekcji :D Abigeil była taka GŁUPIA. No sory , po prostu nie normalna. Uciekać z Idrisu , żeby uniknąć śmierci a lotem ładować się w związek z Księciem piekła :> oto przepis na bezpieczne życie!!! No i nie zapominajmy o dziecku!!! Tak , trzeba mieć nie lada finezję żeby potrafić wpaść w coś takiego. A myślała że to Carmen czasem postępuje lekkomyślnie . 👌👌👌 W ogóle tak mnie wnerwia ta baba, że to jest niesamowite. Zrobiła sobie dziecko z demonem - zostawiła je , zrobiła sobie dziecko z przyjacielem - zostawiła ich !!! No co sucz , pfff

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Abigail popełniała w życiu błędy, i to DUŻE.

      Usuń

Bardzo zależy mi na Twojej opinii!